W jednej z kijowskich przychodni publicznych chorych przyjmuje się nawet wtedy, gdy nie ma prądu, mimo iż część lekarzy jest na froncie Najciężej było w lutym, gdy przywożono pacjentów z ranami postrzałowymi - mówi pracująca w przychodni Iryna.
Administrator jednej z przychodni publicznych w centrum Kijowa codziennie przychodzi do pracy znacznie wcześniej, by w przypadku alarmu przeciwlotniczego zdążyć na czas. 50-letnia pani Iryna pracuje w tej przychodni od 20 lat i widziała już dużo, lecz to, co się dzieje od ośmiu miesięcy czasem ją przerasta - wyznaje.
OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę
W marcu nasza przychodnia była zamknięta, przyjmowaliśmy pacjentów jedynie na pogotowiu. Wówczas, oprócz ran postrzałowych, było dużo też pacjentów z objawami przedzawałowymi. Niestety, nie obeszło się bez zgonów - dodaje Iryna.
Od połowy kwietnia zaczęliśmy przyjmować pacjentów w trybie ograniczonym, wspomina kobieta dodając, że niektóre procedury zostały przyśpieszone, ponieważ nie wiadomo było, czy następnego dnia można będzie otworzyć przychodnię.
Tradycyjnie prześwietlenie klatki piersiowej robi się jednego dnia, a opis można odebrać w dniu następnym. Wiosną wszystko robiliśmy wszystko, by pacjent od razu po zrobieniu prześwietlenia udawał się do lekarza, który bezpośrednio przy nim sprawdzał RTG, interpretował je i wydawał zaświadczenie - opowiada Iryna.
Latem sytuacja się wyrównała i już we wrześniu grafik pracy był zbliżony do normalnego. Jednak, część naszych lekarzy bierze urlopy bezpłatne i wyjeżdża na front, dlatego też niektórych specjalistów brakuje. Takie wyjazdy trwają od miesiąca do dwóch, potem lekarze wracają i po przerwie wyjeżdżają na front ponownie. Pacjenci ze zrozumieniem przyjmują ich nieobecność i nieustannie monitorują grafik przyjęć - dodaje kobieta.
Od października nasz grafik roboczy znów został zaburzony. Ciągłe ostrzały, brak elektryczności i wody - to wszystko nie sprzyja naszej pracy - mówi administratorka. W pierwszym tygodniu po atakach rakietowych przychodnia była nawet zamknięta przez pół dnia. Potem ustaliliśmy, że póki jest widno ci lekarze, którzy do zbadania pacjentów nie potrzebują prądu, będą pełnili swoje obowiązki. By działały lodówki, w których są przechowywane leki, zamówiliśmy dodatkowe agregaty prądotwórcze. W czasie alarmów schodzimy do schronu, i tak w kółko - mówi Iryna. Ostatnio zwiększyła się liczba urazów kończyn ze względu na słabe oświetlenie ulic w Kijowie oraz wzrosła ilość zachorowań na Covid-19.
Po tej zimie przewidujemy też wzrost problemów ze wzrokiem ze względu na brak oświetlenia, i dodajmy do tego też stres - mówi kobieta. Wiosną zgłaszało się już do nas dużo pacjentów, którzy z powodu stresu mieli problem ze wzrokiem, teraz takich sytuacji będzie więcej - dodaje.