„Katyń pomścimy”. Pamiętam takie hasła z murów stanu wojennego. Pora, by zapisać nasze mury innym hasłem: „Katyń przebaczymy”. Co wcale nie oznacza zbiorowej amnezji.
Na jednej z najczęściej odwiedzanych stron internetowych dotyczących zbrodni katyńskiej znalazłem słowa: „Nigdy nie zapomnimy! Nigdy nie przebaczymy! Najgłębsza pogarda, hańba, przekleństwo i potępienie na wieki wieków zbrodniarzom…”. I tak dalej, i tak dalej. Często w debatach publicznych wraca jak bumerang argument: przebaczymy, jeśli tylko Rosja przyzna się do winy. Czy to postawa chrześcijanina? Czy przyznanie się do winy i okazanie skruchy jest warunkiem koniecznym przebaczenia? Niełatwo wybaczyć tak potworną zbrodnię.
Nie da się bez wzruszenia czytać o tym, że przy jednym z ciał polskich oficerów znaleziono, noszony jak relikwię, list od dziecka: „Tatusiu kochany! Najdroższy! Czemu nie wracasz? (...) Do szkoły teraz nie chodzę, bo zimno. Jak wrócisz, ucieszysz się na pewno, że mamy nowego pieska. Mamusia nazwała go Filuś”. Przerażający w skutkach był rozkaz szefa NKWD Ławrientija Berii o „rozładowaniu obozów”, w którym oficer stwierdza, że internowani Polacy są „zdeklarowanymi i nierokującymi nadziei poprawy wrogami władzy radzieckiej”, zaleca więc rozstrzelanie 14 700 jeńców i 11 000 więźniów, „bez wzywania ich, przedstawiania im zarzutów i bez aktu oskarżenia”. Czy można spojrzeć na zbrodnię katyńską przez pryzmat „Dzienniczka” siostry Faustyny? Z perspektywy strumieni krwi i wody, które wypłynęły z otwartego boku Skazańca?
Kaci postradali zmysły
Z „Dzienniczka”: Niech pokładają nadzieję w miłosierdziu moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia mojego. Czytając o zbrodniach, stajemy odruchowo po stronie ofiary. Tym razem spróbujmy postawić się w roli katów. Nie, nie tych, którzy dostali rozkaz celowania w tył głowy polskich oficerów. Tych, którzy budzili się po kilkunastu latach zlani zimnym potem albo nieprzytomni z przepicia. Cierpiący na „białą gorączkę” – obłęd opilczy, który jest efektem długiego ciągu alkoholowego, nazywanego po rosyjsku zapojem.
Wystarczy prześledzić kilka życiorysów katów Katynia, by zobaczyć, że wydarzenie to było dla ich psychiki prawdziwym trzęsieniem ziemi. – Wszyscy mówią o mnie pijak – bełkotał w czasie przesłuchania starszy lejtnant NKWD Aleksiej Rubanow. – A nikt nie pyta, dlaczego piję. A po chwili zawył: „O Panie, ilu ludzi przeszło przez moje ręce, samych Polaków ilu!”. Te słowa zanotowała pracowniczka NKWD Jekatierina Minajewa. Niedługo potem Rubanow postradał zmysły.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz