13 grudnia 1981 roku był najbardziej dramatycznym dniem dla Prymasa Polski. (Fragment przygotowanej do druku książki pt. „Ostatni taki Prymas”. Konsultacja Grzegorz Polak. Wydawnictwo „Świat Książki”. )
Mroźna niedziela 13 grudnia 1981 roku, godzina 5.30 rano. Do drzwi pałacu arcybiskupów warszawskich przyszło trzech mężczyzn. Byli to: sekretarz KC PZPR Kazimierz Barcikowski, minister Jerzy Kuberski, kierownik Urzędu ds. Wyznań, i gen. Marian Ryba, członek WRON. Gdy za bramą zobaczyli dozorcę odśnieżającego dziedziniec, oznajmili mu, że muszą koniecznie widzieć się z Prymasem Polski, gdyż mają dla niego ważną wiadomość. Za chwilę zjawił się kapelan i zaprosił gości do salki na parterze domu biskupiego. Kilka minut później przyszedł Prymas. Zdanie, które wtedy usłyszał, pamięta do dziś:
– Chcieliśmy osobiście powiadomić Księdza Prymasa o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, który zacznie obowiązywać za trzydzieści minut, o szóstej rano.
W imieniu władz przybysze tłumaczyli arcybiskupowi Glempowi, że gen. Jaruzelski wybrał w ten sposób mniejsze zło, by zapobiec organizowanemu rzekomo przez „Solidarność” zamachowi stanu. – Wcześniej nikt mnie nie uprzedzał, że stan wojenny zostanie wprowadzony – przyznaje dzisiaj Prymas. Pamięta, że przyjął delegację partyjno-rządową oficjalnie. I że wizyta w jego rezydencji trwała zaledwie kilkanaście minut. Gdy Barcikowski, Kuberski i Ryba opuścili pałac przy Miodowej, abp Glemp odjechał do Częstochowy na zaplanowane spotkanie z młodzieżą akademicką na Jasnej Górze. Po drodze napotykał patrole milicyjne i posterunki wojskowe, ani razu jednak nie został przez nikogo zatrzymany. – Na miejscu o godz. 9 czekała na mnie młodzież, która była wyraźnie zbuntowana zaistniałą sytuacją – wspomina. – Tam po raz pierwszy, z wielkim bólem, musiałem hamować rewolucyjne nastroje.
Prymas mówił wtedy: „Stan wojenny wymaga szczególnej mądrości, szczególnego pokoju i rozwagi serc (...). Mądrość to spojrzenie na przyszłość i szerokie spojrzenie wokół siebie. Mądrością nie jest rozbijanie muru głową, bo głowa nadaje się do innych rzeczy. Stąd też potrzeba spokojnego rozważenia sytuacji, która na celu ma mieć pokój, ocalenie życia i uniknięcie rozlewu krwi. To jest cel, który staje przed każdym z nas (...) czyn szaleńczy oznacza przegraną”. Do Warszawy Glemp powrócił jeszcze tego samego dnia. Wieczorem udał się do kościoła ojców jezuitów pod wezwaniem Matki Bożej Łaskawej na Starym Mieście. Spotkał się tam z abp. Dąbrowskim, ks. Orszulikiem, prof. Stelmachowskim, prof. Trzeciakowskim i mec. Siłą-Nowickim. Po rozmowie z nimi wygłosił słynne przemówienie: „Kościół boleśnie przyjął wejście na drogę przemocy, jaką jest stan wojenny” – zapewniał.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Milena Kindziuk