Uroczystości na Westerplatte pokazały, jak niezbędna jest troska o prawdę historyczną i pamięć. To obowiązek wobec przeszłości, ale i inwestycja w przyszłość.
Obchody 70. rocznicy napaści III Rzeszy na Polskę, dającej początek wybuchowi II wojnie światowej, stały się ważnym wydarzeniem, które choć na moment przykuło uwagę międzynarodowej opinii publicznej do naszego kraju. Nieczęsto się zdarza, że przyjeżdża do nas tak wielu zagranicznych dziennikarzy, a światowe serwisy rozpoczynają się relacją z Polski. Przypomniana została światu polska tragedia, a udział w uroczystościach kanclerz Merkel oraz premiera Putina był przynajmniej teoretyczną szansą symbolicznego zamknięcia bilansu krzywd z tamtego okresu.
Kilka słów prawdy
Szansę wykorzystała kanclerz Merkel, która w jasnych i dobitnych słowach, nie szukając żadnych dwuznacznych usprawiedliwień, powiedziała kilka oczywistych słów o niemieckiej winie i polskim dramacie. Jako jedyna uczestniczka uroczystości wspomniała słowa polskich biskupów, a także nauczanie Jana Pawła II. Choć dla nas to oczywiste, dotąd żaden niemiecki przywódca nie powiedział tego, co Merkel wyraziła prostym zdaniem „żaden kraj tak długo nie cierpiał niemieckiej okupacji jak Polska”. W niemieckim rachunku wojennych cierpień zadanych innym narodom Polska nie znajduje się na poczesnym miejscu. Często w ogóle nie była widoczna. Kanclerz Brandt w grudniu 1970 r. w Warszawie nie oddawał hołdu polskim, ale żydowskim ofiarom. W przemówieniu Merkel nie było zgrzytów.
Nawet wspominając o Niemcach, którzy utracili swoje domy w następstwie II wojny światowej, podkreśliła, że pamięć o tej tragedii nie oznacza rewizji odpowiedzialności Niemiec za wojnę. W tym czasie w niemieckich mediach prezentowano szereg materiałów na temat zbrodni w Polsce popełnionych nie tylko przez formacje specjalne oraz jednostki policyjne, ale także oddziały Wehrmachtu. Warto te pozytywne tendencje wzmacniać, zwłaszcza że niedługo będziemy obchodzić 20. rocznicę upadku muru berlińskiego, co otwarło drogę do zjednoczenia Niemiec.
Dobrze byłoby, aby przy okazji utrwalić w niemieckiej świadomości, że nie byłoby tych zmian bez „Solidarności”, która zapoczątkowała demontaż komunizmu w skali całego bloku. Niewątpliwie wyzwaniem dla stosunków polsko-niemieckich, a także okazją do praktycznej weryfikacji słów kanclerz Merkel, która po jesiennych wyborach raczej zachowa stanowisko, będzie kształt, jaki przybierze berlińskie Centrum przeciwko Wypędzeniom, zarówno jeśli chodzi o skład osobowy władz tej placówki, jak i treści tam eksponowane oraz przekazywane.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski