O tym, jakie znaczenie dla obrony ludzkiej godności we współczesnym świecie może mieć dokument „Dignitas personae”, pisze specjalnie dla „Gościa Niedzielnego” George Weigel.
Przed przeczytaniem dokumentu „Dignitas personae” proponowałbym ponowną lekturę pierwszego rozdziału książki Aldousa Huxleya „Nowy wspaniały świat”. Huxley, brytyjski agnostyk i socjalista, nie był wielkim literackim stylistą, jego postaci bywają drewniane. Ale pierwszy rozdział „Nowego wspaniałego świata”, z porażającym opisem Ośrodka Rozrodu i Warunkowania w Londynie Centralnym, w niezwykle przewidujący sposób daje wgląd w przyszłość, w której produkcja i manipulacja zastąpiły rodzenie i wychowanie u początków ludzkiego życia. Warto podkreślić, że Huxley wyobraził sobie to wszystko o pokolenie wcześniej, zanim James Watson i Francis Crick odkryli podwójną spiralę DNA i dali podwaliny pod nowoczesną rewolucję genetyczną. W tym kontekście jeszcze bardziej uderza fakt, że właśnie teraz jesteśmy świadkami realizowania się antyutopii Huxleya.
Włączanie hamulców
Od kilku lat nie ma już sensu zastanawianie się, czy staczamy się w dół po śliskim zboczu ku światu „seryjnie produkowanej ludzkości”, z którego miłość wyparta została przez technikę, a tęsknota przez społeczne planowanie. Staczamy się, mkniemy w dół z coraz większą prędkością. Najpoważniejsze pytanie na dziś brzmi: czy zdołamy na czas włączyć hamulce. „Dignitas personae” jest odważną próbą zaalarmowania całego świata w obliczu tego niebezpieczeństwa. Stanowi próbę przypomnienia nam o godności, która jest nieodłącznie związana z każdym ludzkim życiem od momentu poczęcia do momentu naturalnej śmierci. Usiłuje wskazywać, jak owa godność jest zagrożona przez niewłaściwe używanie – nawet w dobrych intencjach – naszej świeżo zdobytej wiedzy genetycznej. Przesłanie „Dignitas personae” dotyczy każdego, nie tylko katolików, chrześcijan czy ludzi religijnych.
Z powodu uprzedzeń mass mediów oraz potknięć Kościoła w komunikowaniu się ze światem, katolickie nauczanie na temat miłości seksualnej i ludzkiego rozmnażania jest często postrzegane jako szereg zakazów, za pomocą których oderwani od rzeczywistości i zabraniający wszystkiego celibatariusze ośmielają się pouczać świeckich na temat ich moralnych obowiązków. Jednakże prawda jest taka, że każde „nie” w katolickim pojmowaniu życia moralnego poprzedzone jest jakimś „tak”. W pierwszym tysiącleciu chrześcijańskiej teologii moralnej moralność rozumiano przede wszystkim jako środek do osiągnięcia szczęścia, a osiem błogosławieństw stanowiło podstawową regułę życia chrześcijańskiego. Chrześcijanie pewnych rzeczy nie robili nie dlatego, że zostały arbitralnie zakazane przez jakiś zewnętrzny autorytet czy władzę, ale ponieważ nie służyły one szczęściu i dobrobytowi.
Kościół XXI wieku zaczął ponownie odkrywać to pozytywne, skoncentrowane na błogosławieństwach pojmowanie życia moralnego dzięki pracy takich wielkich teologów moralistów, jak niedawno zmarły o. Servais Pinckaers OP, oraz dzięki nauczaniu papieża Jana Pawła II. Korzystając z tych dokonań, Kościół katolicki może dziś zwracać się do ludzi dobrej woli, przyjmując za punkt wyjścia pytania, które są w centrum zainteresowania wszystkich: „Co służy szczęściu ludzkiemu?”, „Dzięki czemu ludzie mogą rzeczywiście osiągnąć swoją pełnię?”. Wprost bądź pośrednio, indywidualnie lub z innymi – każdy stawia te pytania. Zaczynając od nich, możemy prawdziwie rozmawiać o tym, co dobre, a co złe, co szlachetne, a co niegodziwe, co afirmuje życie, a co je przekreśla.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
George Weigel, teolog i publicysta (Tłumaczenie: Magdalena Koc)