Nie zgadzam się na rozwód, ponieważ kocham moją żonę – powiedział Andrzej przed sądem o kobiecie, która go rzuciła. To będzie tekst bez szansy na hollywoodzki scenariusz.
Kiedyś głośno było o pewnym amerykańskim adwokacie. Dał ogłoszenie, że za darmo prowadzi sprawy rozwodowe. Do jego kancelarii zaczęły ustawiać się kolejki interesantów. Każdemu klientowi ów adwokat przedstawiał następującą ofertę: „Spróbujcie najpierw przez miesiąc żyć tak, jakbyście się dopiero w sobie zakochali. Jeśli to nic nie da, wróćcie do mnie i macie sprawę za darmo”. Podobno wracali nieliczni. Złośliwi tłumaczyli, że pewnie znajdowali bardziej „życiowego” adwokata... To bardziej anegdota niż fakt, ale mówi coś ważnego: spróbujmy przeciwstawić się mentalności rozwodowej. Nierzadko można usłyszeć życiowe rady dobrych ciotek lub sąsiadek: „Zostaw go, głupia, załatwimy ci dobrego adwokata”. Albo: „Gdzieś ty miał oczy, zostaw ją, wygrasz szybko sprawę”, radzą koledzy. Tymczasem wiele osób postanowiło, że nigdy nie zgodzi się na rozwód. Nawet jeśli nie ma, po ludzku patrząc, szans na powrót współmałżonka. I to już nie są anegdotki.
Porzuceni
Andrzej z Warszawy ożenił się w 1993 roku. W tym czasie niemal ciągle przebywał za granicą. Otworzyły się pewne możliwości rozwoju, więc z tego skorzystał. Po 4 latach żona złożyła w sądzie pozew rozwodowy. – Wiem, że prowadziłem niestabilny tryb życia, prawie nie było mnie przy żonie – opowiada. – Ale starałem się odwieść ją od rozwodu. W sądzie złożyłem wniosek, żeby na rok zawiesił sprawę, abym mógł usunąć przesłanki do rozwodu. Podjąłem już pracę na miejscu, zrezygnowałem z wojaży, uznałem swoją winę i prosiłem o przebaczenie. Nie było mowy o żadnej zdradzie, tylko te ciągłe podróże – wspomina. Przed sądem dwa razy powiedział, że nie zgodzi się na rozwód, ponieważ kocha swoją żonę. Nie pomogło. Dzisiaj ona żyje w związku niesakramentalnym.
On jest współzałożycielem Stowarzyszenia Trudnych Małżeństw „Sychar”. – Nie widziałem żony już 8 lat, ale nadal ją kocham. Modlę się, żebyśmy się wszyscy kiedyś pojednali, nawet z tym jej nowym „mężem” – dodaje. Danuta z południowej Polski nie spodziewała się, że szczęśliwe małżeństwo może zamienić się w koszmar. Idealna para, kilkanaście lat wspólnego życia. – Modliliśmy się razem codziennie, zawsze razem chodziliśmy na Mszę. Niczego nie mogłam mu zarzucić jako mężowi, a i wśród ludzi uchodził zawsze za wzór moralności – opowiada Danuta. Coś niepokojącego zaczęła zauważać trzy lata temu. Były podstawy, by podejrzewać, że pojawiła się inna kobieta. Ale zapewnienia, że wszystko jest porządku, wystarczyły Danucie, choć niepokój pozostał. – Pewnego dnia jednak usiadł i powiedział: „Koniec. Coś we mnie pękło”. Okazało się, że „inna kobieta” to osoba, którą znam. Później dowiedziałam się, że spodziewają się dziecka. Mąż postanowił odejść ode mnie. Złożył w sądzie pozew o rozwód. Rozprawa trwała zaledwie 10 minut. Pamiętam tylko, że sędzina trzy razy zapytała mnie, czy kocham swojego męża. Ja trzy razy powiedziałam: kocham. Nie dostał rozwodu. Nie mogę się na to zgodzić, bo to nie mój wybór. Gdybym to zaakceptowała, zakwestionowałabym kilkanaście lat mojego szczęśliwego życia – mówi Danuta. – Proszę mi wierzyć, że to nie jest żadna zemsta, nie czuję nienawiści. Po prostu to nie ja dokonałam tego wyboru – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina