Prawda o wniebowzięciu Maryi mówi coś ważnego także o naszym losie. Nie zbudujemy nieba na ziemi. Spełnieniem człowieka jest Bóg. On jest ludzkim niebem. Trzeba tylko zgodzić się, by nas poprowadził. Aż do nieba. Tak jak Ją.
Nie przepadam za obrazami ukazującymi Matkę Jezusa unoszącą się do nieba jak – przepraszam za porównanie – prom kosmiczny. U wielu współczesnych ludzi tego typu nieco „komiksowe” wizje wywołują raczej uśmiech, niż pobudzają do poważnej refleksji. Z drugiej strony poważny język kościelnych formuł dogmatycznych wydaje się nam abstrakcją ponad głowami. A przecież temat jest ważny, może najważniejszy. Co dalej? Co czeka nas po drugiej stronie życia? Czym jest szczęście? Każda prawda wiary ma swój ciężar egzystencjalny. Dotyka czegoś istotnego dla człowieka. Nie mamy wyjścia. Musimy szukać wytrwale takiego języka religijnego, który odnajduje – jak pisał Miłosz – owo „miejsce środkowe, między abstrakcją i zdziecinnieniem, żeby można było rozmawiać poważnie o rzeczach naprawdę poważnych” („Traktat teologiczny”).
Niebo w Maryi
Kiedy mówimy o Matce Jezusa, świętej Dziewczynie z Nazaretu, to nigdy nie jest tak, że chodzi tylko o Nią samą. Nie istnieje Maryja „autonomiczna”, skupiająca całą uwagę na sobie. Ikona Jezusowej Matki zawsze odsyła do tajemnicy Boga i tajemnicy człowieka, a obie te tajemnice spotykają się w osobie Chrystusa, jej Syna. Hodegetria, czyli wskazująca drogę – to najpopularniejszy typ maryjnych ikon (np. obraz jasnogórski). Postać Matki jest większa od Syna. Dziecko jest zdane na matkę, jest od niej zależne, kruche, bezbronne, bezradne. Maryja jedną dłonią trzyma mocno Syna, drugą wskazuje na Niego. Jest jakby zażenowana tym wszystkim, co Ją spotkało. Dlaczego Wszechmogący Bóg stał się Jej małym, bezbronnym Synem? Wpatrując się z wiarą w ten obraz, można usłyszeć Jej szept: „To On, mój Syn, Boży Syn jest tutaj najważniejszy, nie ja. To o Niego tu chodzi. To Bóg. To On stoi za tym wszystkim. Nie wiem, dlaczego to mnie spotkało, to krępujące, że Bóg wydaje się mniejszy ode mnie”. Pokorna miłość Boga spotyka się z pokorną miłością Dziewczyny z Nazaretu.
Wniebowzięcie jest konsekwencją, dopełnieniem tego, co stało się w Nazarecie. Niebo, czyli Bóg, zamieszkało na ziemi w Maryi. Podczas wakacyjnych podróży dotarłem w tym roku do Loreto. To włoskie sanktuarium niezwykłej urody przechowuje od wieków trzy ściany, które, jak głosi tradycja, należały do domu Maryi. W kaplicy-relikwiarzu domku Maryi na ołtarzu wyryto napis: „Hic Verbum Caro fatum est” (Tu Słowo stało się ciałem). „Hic” (tu), czyli gdzie? W Maryi. Dosłownie w Niej spełniły się te słowa. „Ona stała się najbardziej zdumiewającym miejscem świata. W Niej niebo dotknęło ziemi, Nieskończoność skończoności, Bóg człowieka. Maryja stała się i pozostaje przestrzenią najbardziej zdumiewającego i wstrząsającego wydarzenia. W Niej osobowo, realnie zamieszkał Bóg, czyniąc z Niej żywy namiot Boga, Pałac Boga, Przybytek Boga, Mieszkanie Boga i Szatę Boga, Syjon, Sanktuarium i Tabernakulum…” (S.C. Napiórkowski). Maryja, Jej osoba i życie, Jej dusza i ciało stały się „świętym miejscem”, w którym Bóg jest „u siebie”. Maryja rodzi Go jednak nie dla siebie, ale dla innych, dla nas.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz