Można by pomyśleć, że społeczeństwo ubożeje. Wiadomo, inflacja rośnie. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Choć nie lubimy o tym słuchać, bogacimy się. I to niezależnie od grupy społecznej.
Polsce inflacja wynosi 4,4 proc. Rok temu wynosiła 2,5 proc., a w 2006 roku 1 proc. Czy to dużo? Inflacja rośnie wszędzie. Średnio w Unii ceny wzrastają ostatnio w tempie 4 proc. Nieco więcej inflacja wynosi w USA. W naszym regionie to my mamy najniższy wskaźnik inflacji. W Czechach wynosi on 6 proc., na Węgrzech 7 proc., a w Estonii i na Litwie powyżej 10 proc. Na Łotwie ceny rosną w tempie prawie 18 proc. rocznie.
Kto winny inflacji?
Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Gdy sprawy nie są jednoznaczne, zawsze jest okazja do podkopania politycznego przeciwnika. Tak było w czasie niedawnej debaty na temat wzrostu cen w polskim sejmie, ale tak jest także za granicą. Nie da się personalnie ani nawet grupowo wskazać osoby (partii, rządu), która za inflację jest odpowiedzialna. Niektóre czynniki na nią wpływające mają charakter globalny i w ogóle od nas nie zależą (np. zwiększona konsumpcja energii i żywności w Chinach i Indiach), są takie, na które mamy niewielki wpływ (np. wzrost cen energii elektrycznej w związku z niektórymi przepisami unijnymi), i są w końcu takie, które zależą od nas. Do tej ostatniej grupy można zaliczyć działania na przykład Rady Polityki Pieniężnej, która – podnosząc lub obniżając stopy procentowe – czyni kredyty bardziej lub mniej atrakcyjnymi. To z kolei ma związek z zadłużaniem się Polaków, a więc i z inflacją. W największym skrócie i uproszczeniu inflacja w Polsce rośnie, bo rosną ceny energii (prądu, ale też paliw), świat potrzebuje coraz więcej żywności oraz bo… mamy coraz więcej pieniędzy. Zarabiamy coraz więcej, choć równocześnie wcale wydajniej nie pracujemy.
Bogacimy się czy biedniejemy?
Opis stanu zamożności Polaków byłby niepełny, gdyby nie wspomnieć o tym, że co prawda inflacja rośnie, ale rosną także płace. Dużo szybciej niż inflacja. Innymi słowy, nawet gdy uwzględnimy stosunkowo szybko (w porównaniu z latami wcześniejszymi) galopujące ceny, i tak jesteśmy coraz bogatsi. Siła nabywcza naszych pieniędzy rośnie. Dobrze pokazuje to przykład z rosnącymi przecież cenami paliw. Pomimo tego, że na stacjach benzynowych płacimy coraz więcej, za średnią pensję w roku 2005 można było kupić 529 litrów benzyny, podczas gdy obecnie 566 litrów. Mała różnica, ktoś powie? To prawda, ale nie zapominajmy, że cena baryłki ropy w 2005 roku kosztowała 60 dolarów, a dzisiaj kosztuje 140 dolarów. Obecnie inflacja w Polsce wynosi około 4,4 proc., ale w porównaniu z zeszłym rokiem średnie płace wzrosły o ponad 10 proc. Gdy przyglądniemy się danym z roku 2007, ten sam trend jest także bardzo dobrze widoczny. Inflacja w 2007 roku wynosiła 2,5 proc., ale wzrost płac (w porównaniu z rokiem 2006) wyniósł 8,6 proc. W zasadzie, gdy dokładnie wczytać się w dane Głównego Urzędu Statystycznego, przynajmniej od 8 lat wzrost cen jest niższy niż wzrost średnich dochodów. Mamy coraz więcej pieniędzy, czy jednak stajemy się coraz bogatsi? Statystycznie tak. Widać to chociażby po tym, na co wydajemy pieniądze. Od wielu lat coraz mniejsza część naszej pensji przeznaczana jest na żywność. Coraz więcej wydajemy na rzeczy, które nie są do życia bezwzględnie potrzebne. Na dobra luksusowe. Oczywiście można się oburzyć, że taki twór jak „statystyczny Polak” nie istnieje. Że jest grupa ludzi, którzy z racji swoich bardzo wysokich dochodów fałszują krajową średnią. Czy tak jest w rzeczywistości?
Kto najbardziej się bogaci?
W ciągu ostatniego roku najbardziej polepszyła się sytuacja rolników (nie znaczy mieszkańców wsi!). Odliczając inflację, dochody żyjących z roli wzrosły o ponad 20 proc.! Ale dochody rosły szybciej niż inflacja nawet rencistom i emerytom. Ci ostatni realnie (po odliczeniu inflacji) dostawali prawie 3 proc. więcej niż w zeszłym roku. Dane dotyczące innych grup przedstawiamy na wykresie…
Jakie są prognozy wzrostu cen i pensji na kolejne lata? Wzrost płac w pierwszym kwartale tego roku był wręcz rekordowy. Część ekonomistów uważa, że bardzo trudno takie tempo będzie utrzymać w przyszłości. Ale płace będą rosły nadal (choć może trochę wolniej niż w ciągu ostatnich miesięcy). To oczywiście dotyczy „statystycznego Polaka”. W niektórych sektorach, szczególnie tam, gdzie brakuje rąk do pracy, wzrosty płac mogą jeszcze pozytywnie zaskoczyć. Co z inflacją? Narodowy Bank Polski uważa, że w przyszłym roku ma jeszcze nieznacznie wzrosnąć. W kolejnym roku utrzymać się na mniej więcej stałym poziomie, a od roku 2010 znacząco spadać. To oczywiście prognozy. Polską inflację w ryzach trzyma rekordowo silna złotówka. Gdy ona zacznie słabnąć, inflacja zacznie przyspieszać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek