Zdarza się, że lekarz zna serce i nerki pacjenta, ale nie zna człowieka. Bo z nim nie rozmawia. Nie ma czasu na rozmowę. A często jest ona nam bardziej potrzebna niż wypisana recepta.
Między pacjentem a lekarzem rodzi się prawie intymna więź. Chory udaje się do medyka, żeby powierzyć mu swoją słabość nie tylko fizyczną, ale i duchową. Bo za każdą chorobą kryje się utajony lęk przed ostatecznym odejściem. – Przychodzący po poradę chce nie tylko rozwiać wątpliwości dotyczące choroby, ale uśmierzyć lęk, który nagle się pojawia – mówi Urszula Kanik, lekarka internistka z 30-letnim stażem ze Szpitala Klinicznego w Katowicach-Ochojcu. – Lekarz, dając swój czas, powinien w tym pomóc. Tak staram się pracować i tego oczekuję od kolegów jako pacjent. Jak pisze walijski poeta i lekarz Dannie Abse w znakomitym tomiku „Stetoskop”, medyk, przykładając słuchawkę do piersi chorego „nasłuchuje”, czym żyje jego ciało, odbijające niepokoje duszy.
Jednocześnie sam, „połączony” z badanym słuchawkami wetkniętymi w uszy, diagnozuje siebie. Na ile jest wrażliwy i czujny na potrzeby innego? Czy nie traktuje przychodzącego po pomoc jedynie jako „kolejnego przypadku chorobowego”? O potrzebie nieustannego stawiania sobie takich pytań traktuje wiersz Abse:
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych