Zapraszam serdecznie do środka, dzień dobry. Oj, uwaga! Nie przez próg! Czy jesteśmy zabobonni? Na szczęście nie. Odpukać…
Ogłoszenie na internetowym Allegro: Odstąpię termin ślubu w kościele św. Anny na warszawskiej Starówce. Wspaniała niezapomniana data 07.07.07. Jedyna taka okazja w życiu! Cena wywoławcza: 1000 złotych. Ta oferta zaniepokoiła wiele par narzeczeńskich. Z jednej strony magiczne trzy siódemki, czyli szczęście murowane, a z drugiej feralna nazwa miesiąca: bez równie magicznej literki „r”. I co tu wybrać? Znaleźliśmy się w kropce: między zabobonem a zabobonem.
Do wózka przyczep kokardę
My, katolicy nad Wisłą, nie jesteśmy przesądni, ale na wszelki wypadek: panna młoda nie pokaże się przed ślubem narzeczonemu w sukni ślubnej, w kieszeni pana młodego nie może zabraknąć drobnych, które zapewnią dostatek rodzinie, a młodej parze nie wolno zawracać z drogi do kościoła, nawet jeśli o czymś zapomnieli. Aha! Jeśli obrączki (nie daj Boże!), upadną na posadzkę, podnieść je może wyłącznie ksiądz. Na weselu, po wzniesieniu pierwszego toastu, nowożeńcy powinni energicznie wyrzucić kieliszki za siebie. Rozbiły się z wielkim hukiem? Uff! Będzie powodzenie!
To wersja małżeńska. A teraz poradnik dla młodych rodziców: nie kupuj ubranek ani wózka przed narodzinami dziecka. Nie noś łańcuszka na szyi, bo dziecko będzie owinięte pępowiną i nawet jeśli masz romantyczną duszę, nie spoglądaj na księżyc, bo dziecko będzie łyse. Gdy już maluch głośnym krzykiem oznajmi, kto teraz grać będzie w rodzinie pierwsze skrzypce, do jego wózka przyczep koniecznie czerwoną kokardkę.
Ktoś przecież może zauroczyć twoje dziecko! By nie zapeszyć, odpukaj w niemalowane, zawróć, gdy czarny kot przebiegnie ci drogę, gdy zapomnisz jakiejś rzeczy i musisz wrócić do domu, koniecznie na chwilę usiądź, a widząc kominiarza, łap za guzik. Nie zdałaś matury? Wiem, to nie dlatego, że nie „siadły” ci pytania. Wszystko przez to, że po studniówce niepotrzebnie obcięłaś włosy. Ech, gdyby nie ta krótka grzywka...
Można tak pisać i pisać. Przesądy, fałszywe przekonania o istnieniu związków przyczynowo-skutkowych między różnymi zdarzeniami wdarły się mocno w nasze życie i stały się czymś normalnym. Tylko – myśląc racjonalnie – czy wracając po zgubę do domu, obowiązkowo na chwilkę siadając, „by nie zapeszyć”, nie wychodzimy przypadkiem na idiotów?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz