Co roku nadal wielu Polaków decyduje się na pracę sezonową za granicą. Gdzie najlepiej jej szukać i na co uważać, żeby nie wrócić rozczarowanym?
Dworzec Victoria w Londynie. Nie wszyscy z siedzących w poczekalni to zwykli podróżni. Duża część koczujących z plecakami to Polacy szukający jakiegoś zajęcia na coraz bardziej kurczącym się rynku pracy. Część jeszcze przegląda ogłoszenia w gazetach i dzwoni pod sto pierwszy z kolei numer. Inni dziwią się, bo praca miała leżeć na ulicy, a tu dwa tygodnie mijają i nic. Taką scenkę widziałem kiedyś w stolicy nowej fali emigracji Polaków. Po wstąpieniu do Unii część rodaków przyjechała tu z naiwnym przekonaniem, że pieniądze gęsto sypią się z brytyjskiego nieba bez specjalnego wysiłku. W prasie londyńskiej pojawił się wtedy apel mieszkańców, żeby zrzucać się na bilety powrotne dla bezrobotnych Polaków, którzy okupują dworce…
Do dziś niektórzy myślą, że wystarczy wyjechać – i sukces gwarantowany. Większość rozumie jednak, że „szybki pieniądz” za granicą to ciężka praca i szereg wyrzeczeń. Coraz więcej krajów otwiera swoje rynki pracy, wiele biur oferuje pośrednictwo w wyjeździe na zarobki, dużo osób decyduje się na szukanie pracy na własną rękę. Taka przygoda może być dobrym doświadczeniem i szkołą życia, może też skończyć się całkowitą porażką. Jak uniknąć tego drugiego w gąszczu możliwości i kuszących ofert?
Dlaczego Europa?
Ograniczymy się w tym miejscu tylko do naszego kontynentu. „Do Europy” nie tylko bliżej i łatwiej niż za ocean. Dolar nie jest już atrakcyjną walutą w porównaniu z wartością euro czy funta brytyjskiego. Ponadto rynki europejskie są coraz bardziej otwarte dla członków Unii. Od trzech lat możemy bez specjalnych pozwoleń podejmować pracę w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Szwecji. Od roku podobnie jest w Hiszpanii, Portugalii, Finlandii i Grecji, trochę krócej we Włoszech. Od 1 maja tego roku Holandia przyłączyła się do grupy krajów otwartych na przypływ pracowników. W innych krajach Unii także można pracować, ale wcześniej trzeba załatwić szereg formalności, związanych z pozwoleniami. Praca przez 3–4 miesiące pozwala przywieźć do Polski 7–12 tys. zł, w zależności od kraju, rodzaju pracy, kosztów utrzymania i… własnej roztropności w wydawaniu pieniędzy.
O wyjeździe warto pomyśleć odpowiednio wcześnie, wiedząc, jak długo trwa sezon w danej branży. Prace sezonowe zaczynają się i kończą w różnych okresach. Wszystko zależy od tego, czy jedziemy na zbiory winogron do Francji czy ogórków do Niemiec. Praca na farmie nie ogranicza się jednak tylko do zbiorów latem, może trwać cały rok. Krystian z Jastrzębia wyjechał w styczniu na 3 miesiące do pracy na farmie jabłek w Anglii. – Miałem w Polsce jeszcze zaległy urlop z ubiegłego roku, połączyłem go z nowym i wyjechałem, żeby trochę dorobić – mówi. – Pracowałem w błocie i deszczu, nosząc ciężkie belki i ustawiając zbrojenia. Trzeba było przygotować potężny teren pod zasiew i zbiory – wspomina. Udało się przywieźć 8 tys. złotych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina