Każdego dnia we wszystkich kościołach na Ukrainie i na całym świecie rozbrzmiewa modlitwa o pokój, zwycięstwo Ukrainy i za ukraińską armię. Kościół daje przede wszystkim nadzieję, niesie pomoc humanitarną w wymiarze materialnym i psychologicznym, a także głosi prawdę o Ukrainie, gdyż każda wielka wojna wiąże się z wielkim kłamstwem. Od początku rozpętanej 24 lutego br. przez Rosję wojny na pełną skalę Ukraiński Kościół Greckokatolicki znalazł się na trzech „frontach”: duchowym, humanitarnym i informacyjnym.
Władze miasta i obwodu apelują nieustannie, aby za wszelką cenę pomóc, aby umowa o „zielonym korytarzu” eksportu zboża nadal obowiązywała. Jadąc w okolicach Odessy widać długie kolejki wagonów i samochodów ciężarowych wypełnionych zbożem, które stoją całymi dniami i czekają na rozładunek na statki, które powinny przewieźć ukraińskie zboże do tych, którzy cierpią głód w dzisiejszym świecie. „W tym roku ukraińskie ziemia po raz kolejny wydała obfite plony i chce podzielić się chlebem z potrzebującymi” – mówi abp Szewczuk. Niestety porozumienie z Rosją dotyczące transportu drogą morską jest zagrożone. Jak mówią przedstawiciele miejscowych władz, kiedy zawarto umowę, z odeskich portów codziennie wypływało około 15 statków. Obecnie wyruszają zaledwie 4. W kolejce czeka ponad 150 jednostek pragnących wywieźć ukraińskie ziarno. Pod koniec listopada z powodu rosyjskich działań porozumienie może w ogóle przestać obowiązywać. „Zwracam się do wszystkich kompetentnych instytucji międzynarodowych, do Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), która walczy z głodem na całym świecie, do instytucji kościelnych, aby nie dopuścić do zamknięcia korytarza zbożowego i Morza Życia, które z jednej strony pomagają odblokować ukraińskie porty na Morzu Czarnym, a z drugiej strony pomagają służyć potrzebującym” – apeluje abp Szewczuk.
Odessa i cały region Odessy to duży region turystyczny, gdzie zawsze miliony ludzi przyjeżdżało na wypoczynek i większość mieszkańców była zaangażowana w obsługę turystów. Teraz wszystkie plaże są zaminowane i zamknięte. Można przyjść i wyznaczonych tylko miejscach posiedzieć na piasku, ale nie można wejść do wody. Także większość dróg jest zamknięta, ponieważ można zostać wysadzonym przez rosyjską minę. Zwłaszcza gdy na morzu jest sztorm, wtedy wyrzuca on na brzeg różne środki wybuchowe. Tak więc prawie cała infrastruktura, hotele, pensjonaty, restauracje są zamknięte.
Odessa to także miasto studenckie, gdzie wyższe wykształcenie zdobywają dziesiątki tysięcy studentów. Teraz wszystkie szkoły wyższe są zamknięte. Studenci w najlepszym wypadku studiują online, więc cała infrastruktura związana z akademickim życiem miasta, również przestała istnieć. Zastępca burmistrza Odessy pytany, jaki procent bezrobocia jest dziś w mieście boi się podać liczby. Niestety małe i średnie firmy padają, jedynie działa jeszcze duży biznes. Pracuje tylko sektor publiczny, czyli instytucje, które są finansowane z budżetu państwa. Odessa jest w depresji gospodarczej, co oczywiście wpływa na sytuację społeczną większości ludzi. Ludzie nie mają możliwości pracy, zarabiania pieniędzy, więc nie mają za co żyć.
Odessa i obwód odeski to duża strefa tranzytowa dla uchodźców przemieszczających się z obwodu chersońskiego, Zaporoża, Mikołajewa i obwodu mikołajowskiego. Przemieszczają się przez Odessę w kierunku Rumunii, Mołdawii i innych części Ukrainy. Obecnie w obwodzie odeskim przebywa ponad 200 tys. uchodźców, którzy wymagają szczególnej opieki. Dlatego Kościoły i organizacje religijne obwodu odeskiego starają się jak mogą pomóc tym ludziom.
W spotkaniu z wolontariuszami w sztabie koordynacji humanitarnej obwodu odeskiego, jego szef Oleksiy Czorny, opowiada o sytuacji humanitarnej i działalności wolontariatu. Dziękując wolontariuszom abp Szewczuk, że od początku wojny UKGK w okupowanym Chersoniu, Charkowie, czy w obwodzie donieckim każda z parafii zamieniła się w centrum humanitarne i jeśli to konieczne pomaga ludziom w ewakuacji.
Zwierzchnika UKGK bardzo cieszy, że Kościół greckokatolicki w Odessie jest na pierwszym miejscu w służbie humanitarnej i społecznej, choć nie jest największą strukturą kościelną. Największą jest Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego, ale prawie niewidoczny w tej sferze. Obok grekokatolików najbardziej zaangażowane w pomoc społeczną są Kościoły protestanckie i rzymskokatolicki. Wśród organizacji UKGK na pierwszy plan wysuwają się: Caritas Ukraina, Caritas Odessa i Fundacja „Mądra Sprawa”. Eparchie z całego świata wysyłają pomoc na Ukrainę i poprzez sztab humanitarny dowożona jest ona do tych miast, gdzie jest najbardziej potrzebna. „Zaskoczyło mnie, że jest tam czynne centrum Caritas Odessa i bardzo aktywne centrum logistyczne Fundacji „Mądrej Sprawy”. Odwiedziliśmy duży magazyn, bo ostatnio przyjechała duża ciężarówka z paczkami żywnościowymi, jedna rodzina ma co jeść przez tydzień. Rozdawaliśmy takie paczki w różnych naszych parafiach, widać było jak ludzie spieszą się do kościoła, jak ze łzami w oczach dziękują za pomoc” – mówi abp Szewczuk. Uderzyła go jedna historia kobiety, która jest farmerką z okupowanego regionu Chersonia. Ma trzech synów, z których dwóch jest na froncie. Pod okupacją w pierwszych dniach wojny Rosjanie spalili 60 hektarów jej gospodarstwa „Rolnik, który sam uprawiał chleb, który karmił innych, dziś przychodzi do kościoła po kawałek chleba. Aby przetrwać w obcym, dużym mieście. Taki właśnie obraz Odessy dziś znajdujemy” – mówi abp Szewczuk.
Oprócz realnej pomocy ludzie oczekują na ciepłe słowo i gest. Tym bardziej, że podczas wojny trudno o pozytywne emocje. Przychodzą z surowymi i smutnymi twarzami. „Kiedy rozmawiasz ze zbolałym człowiekiem zapytaj o jego nastrój, skąd pochodzi, co go boli, niech mówi, nawet niech się wypłacze” – radzi arcybiskup i zapewnia: „Taki człowiek zawsze odchodzi z ulgą na duszy. Ludzie przychodzą do kościoła po ciepło miłości wspólnoty, a Kościół przyjmuje wszystkich, nie pyta, czy mówisz po rosyjsku, czy po ukraińsku, czy masz lub nie masz dokumentów. Bardzo mnie bolało, kiedy przychodziły matki z dziećmi, matki z wieloma dziećmi, które przychodziły po paczki z żywnością, żeby nakarmić swoje małe dzieci.