Ukraiński Kościół Greckokatolicki na „frontach” wojny

Każdego dnia we wszystkich kościołach na Ukrainie i na całym świecie rozbrzmiewa modlitwa o pokój, zwycięstwo Ukrainy i za ukraińską armię. Kościół daje przede wszystkim nadzieję, niesie pomoc humanitarną w wymiarze materialnym i psychologicznym, a także głosi prawdę o Ukrainie, gdyż każda wielka wojna wiąże się z wielkim kłamstwem. Od początku rozpętanej 24 lutego br. przez Rosję wojny na pełną skalę Ukraiński Kościół Greckokatolicki znalazł się na trzech „frontach”: duchowym, humanitarnym i informacyjnym.

Widzę stężałą z bólu twarz kobiety, która się wstydzi, że musi wziąć swój wózek na kółkach, aby dostać podstawowe do życia rzeczy. Dla niej to wielkie upokorzenie, że musi prosić o coś. Jednak kiedy pytasz, jak mają na imię jej dzieci, ile mają lat - widzisz, że matka zaczyna się rozpromieniać, dla niej stan tu i teraz schodzi na dalszy plan. Słyszy dobre słowo, i gesty wobec jej dzieci. Taka rozmowa zawsze kończy się prośbą o modlitwę i błogosławieństwo. Oczywiście za tydzień paczka będzie już pusta, ale może błogosławieństwo, ciepło, którym otaczamy ludzi w skrajnych sytuacjach, tych którzy stracili dom, pracę, środki do życia ludzie zapamiętają i będzie to dla nich pociechą” – mówi abp Szewczuk.

W czasie rozmów w różnych środowiskach dużo mówiło się o działaniach jakie trzeba podjąć w leczeniu wojennych traum. „Z drugiej strony ludziom trzeba towarzyszyć, trzeba pomagać, żeby nie przywiązywali się do paczki jak do narkotyku i przychodzili znowu i znowu. Traumy są bardzo głębokie, dzięki Bogu, że Caritas ma całe projekty pomocy psychologicznej i psychoterapeutów, którzy pracują z dziećmi, młodzieżą i osobami starszymi, które takiej pomocy potrzebują. Najbardziej takim osobom potrzebna będzie społeczna i psychologiczna adaptacja do nowych okoliczności oraz pomoc w odnalezieniu się. Zapuścić korzenie w nowej rzeczywistości, a to wymaga wielkiej witalności” – zaznacza arcybiskup i zwraca uwagę, że wiele osób opowiadając o swojej historii zaczęło płakać wstydząc się swoich łez. Myślę, że proces leczenia ran zaczyna się od tego, że osoba mówi o swojej ranie. Gdy człowiek werbalizuje swój ból przed kimś, kto jest gotowy go słuchać, kto jest gotowy przyjąć jego ból, w miarę jak go wyraża, staje się łatwiejszy do zniesienia. Ale do tego momentu prowadzi długa droga. Wszystko zaczyna się od uśmiechu” – mówi arcybiskup.

87-letnia kobieta przyszła po paczkę i miała kamienną twarz, była tak słaba, że nie mogła nawet stać, więc siedziała na krzesełku. Arcybiskup podszedł do niej, pogłaskał po głowie i powiedział: „Jesteś młodą dziewczyną”. Popatrzyła na niego z uśmiechem, jej twarz natychmiast się zmieniła, oczy stały się zaczerwienione od łez i powiedziała: „Tak, dzięki takim spotkaniom Pan Bóg odnawia nasze siły, czyni nas młodszymi”.

W kulturze ukraińskiej jest jedna osobliwość - ludzie są uprzedzeni do psychologii i psychologów. Starsi ludzie pamiętają, że w Związku Sowieckim psychiatria była narzędziem represji. Jak ktoś nie chciał przyjąć ideologii sowieckiej, to stwierdzano, że jest chory psychicznie i wtedy osadzano go w szpitalu psychiatrycznym. „Gdy coś ich psychicznie boli, pójdą nie do psychologa, ale do księdza, osoby duchownej. Nie pójdą do ośrodka pomocy psychologicznej. I tak żadna ze starszych osób nigdy nie słyszała, co to jest. Z większą ufnością pójdą do kościoła, gdzie ludzie się modlą. Nawet jeśli nie wierzą w Boga, to wiedzą, gdzie ludzie się modlą i gdzie mogą uzyskać pomoc. To bardzo ciekawe, wielu jest nawet zaniepokojonych, że pomagasz im tak po prostu i nie muszą nic za to płacić, że nic od nich się nie chce. Niektórzy chcą pokazywać paszport, dokumenty. Dla tych ludzi było odkryciem, że coś otrzymują i nikt od nich niczego nie żąda. Bezinteresowna uwaga, miłość tych ludzi ożywia, czują oni wtedy swoją ludzką godność i łatwiej im podążać dalej. Te rany dopiero zaczynają się pokazywać, nie rozumiemy jeszcze jak są głębokie, myślę, że ten proces uzdrawiania będzie trwał dziesiątki lat” - mówi abp Szewczuk.

Odwiedzamy ośrodek rehabilitacji dla dzieci i młodzieży uchodźców prowadzony przez Caritas Odessa. Z jednej strony przechodzą tutaj rehabilitację psychologiczną, a z drugiej strony robią pewne rzeczy dla żołnierzy na froncie, m. in. świece. Caritas pomaga uchodźcom nie tylko poprzez dystrybucję paczek żywnościowych, ale adaptację społeczną. Przychodzą ludzie, którzy stracili wszystko, łącznie z dokumentami, znaleźli się w obcym mieście, nie wiedzą co robić, gdzie iść, żeby wyrobić paszport, czy znaleźć pracę. Caritas realizuje więc program ich przyjęcia, pomocy, rehabilitacji, a potem resocjalizacji. Pod budynkiem znajduje się schron przeciwbombowy, ponieważ jest to jeden z warunków funkcjonowania każdego takiego ośrodka. Dla tych dzieci, które przeżyły bombardowanie, jest to niezbędne, aby zapewnić im komfort psychiczny. Wiedzą, co to jest nalot, mogą szybko gdzieś się ukryć i czują się wtedy spokojniejsze. Mogą pracować i nie myśleć ciągle o swoim bezpieczeństwie. Obecnie w ośrodku jest 60. dzieci i młodzieży podzielonej na trzy grupy. Zajęcia trwają 3 miesiące, a potem przychodzą nowe grupy. Caritas Odessa odpowiada na konkretne wyzwania humanitarne. Co ciekawe, istnieje osobny projekt, który pomaga ludziom dając im środki finansowe. Uczy ich odpowiedzialności, korzystania z pieniędzy, co sprzyja rozwojowi odpowiedzialności osobistej i wspiera lokalną gospodarkę. Tej grupie osób przekazano już kilka milionów hrywien.

16 października - 235. dzień wojny Rosji z Ukrainą. W codziennym raporcie abp Szewczuk mówi: „Ponownie, w ciągu wczorajszego dnia i nocy, ukraińska ziemia zadrżała wzdłuż całej linii frontu. W obwodzie charkowskim i donieckim wróg atakuje pozycje naszych wojsk, nieustannie ostrzeliwując południe naszej Ojczyzny, Zaporoże, obwód dniepropietrowski i obwód mikołajowski. Tylko w ciągu ostatniej doby Rosjanie wystrzelili na Ukrainę pięć rakiet, przeprowadzili 23 naloty, wykonali 60 ataków odrzutowców różnych typów systemów. Ucierpiało około 30 osiedli, miast i wsi na Ukrainie. Wczoraj wieczorem najbardziej ucierpiało miasto Nikopol w obwodzie dniepropietrowskim, gdzie w ciągu zaledwie kilku godzin wróg zadał 40 ciosów pociskami różnych typów systemów odrzutowych.”

W niedzielę 16 października abp Szewczuk odprawia Boską Liturgię w parafii Wniebowstąpienia Pańskiego. W jej trakcie udziela święceń kapłańskich ks. Ołeksijowi Burowi z Mikołajowa. "Ciekawe, że głębia jego powołania stała się dla nas wszystkich jasna dopiero w momencie wybuchu wojny. Kiedy byliśmy zmuszeni ewakuować seminarium w Kniażyczach, bo front rosyjski był zaledwie kilka kilometrów od seminarium, w dzielnicy Browary, on jako jedyny pozostał w seminarium, razem z ludźmi, którzy przyszli do piwnicy seminaryjnej do schronu przeciwbombowego. Wtedy Mikołajów był stosunkowo spokojnym miastem, podczas gdy Kijów był epicentrum pierwszej fali wojny. Potem jednak wrócił do domu, by zająć się synem, który wymagał szczególnej opieki ojca. Co więcej, tam, w Mikołajowie, pod ostrzałem rakiet, ukończył seminarium online. Zdał bardzo trudny egzamin, aby zostać licencjatem teologii. A dziś przyjechał tu, by przyjąć święcenia kapłańskie w Chrystusie. Niesamowita głębia!"

Ks. Jurij Stronjanskyj, od roku proboszcz powstałej w 2017 r. parafii Wniebowstąpienia Pańskiego w Odessie. Jest też kapelanem więziennym w zakładzie karnym. Ma żonę Oleńkę oraz dwoje dzieci: Iwana i Światosława. W codziennej pracy duszpasterskiej wspomaga go ks. Roman Mirczuk. „Staramy się jak możemy, służymy w czasach wojny i nie jest to łatwy czas, ale jesteśmy tu od początku wojny. Dzięki Bogu, gdzie mam służyć, żyjemy i możemy służyć innym ludziom swoją obecnością, modlitwą, spowiedzią, komunią, służbą Bożą w różnych wymiarach” – mówi kapłan. Parafia jest stosunkowo duża. W niedzielę na Świętej Liturgii jest około 100 osób. „Najważniejszą rzeczą dla parafii, dla kapłan jest modlitwa, jednoczenie ludzi i staramy się to robić. Modlitwa umacnia przede wszystkim tych ludzi, którzy przede wszystkim nie wyjechali w czasie wojny” – stwierdza kapłan.

Od początku wojny w każdą sobotę z pomocą sióstr ze Zgromadzenia Wcielonego Słowa prowadzona jest stołówka dla potrzebujących. Dwa razy w tygodniu rozdawane są paczki żywnościowe z patriarchalnej Fundacji „Mądra Sprawa” dla ok. 150 osób. „Zgłasza się do nas bardzo dużo osób potrzebujących: przesiedleńców, rodzin wielodzietnych, osób niepełnosprawnych i emerytów” – mówi kapłan. Pytany, co najbardziej jest teraz potrzebne wylicza: generatory prądotwórcze, termowizory, buty i ciepła odzież. I przede wszystkim modlitwa oraz duchowe wsparcie. Dziękuję przede wszystkim sąsiadom, tym najlepszym, którzy jako pierwsi pomagali Ukrainie, czyli Polakom. Niech tak zostanie – AMEN”.

O. Grzegorz Dżala ze Zgromadzenia Misyjnego św. Andrzeja Apostoła jest proboszczem parafii pw. Proroka Eliasza w położonym 16 km od Odessy, Czarnomorsku, w którym większość mieszkańców to tzw. „nominalni” prawosławni. „W większości to ludzie o mentalności prorosyjskiej a raczej postsowieckiej, choć to w wyniku wojny się zmienia. Wielu z nich zaczyna uczyć się ukraińskiego. Moi parafianie pochodzą z zachodniej Ukrainy i Odessy. Przede wszystkim należy iść do ich domów. Trzeba wyjść do ludzi. To jest ważne i potrzebne” – mówi o. Dżala, który pochodzi spod Lwowa. Przed wstąpieniem do swojego zgromadzenia był w Polsce sześć lat u księży werbistów.

„Jestem otwarty. Jak jest potrzebna pomoc to służę. Tu w odeskim regionie wszystko jest inne niż na zachodniej Ukrainie. Z drugiej strony jak zaczynasz pracować z ludźmi to od razu oddają tobie twoją dobroć. Teraz jest wojna. Dużo ludzi straciło pracę. Jak mogę to pomagam. Niektórzy pytają mnie, co ja tu robię? Ja odpowiadam, że jestem. Przed Wielkanocą jedna kobieta powiedziała mi: dobrze, że ojciec nas nie zostawił. Wtedy się popłakałem. Dziękują, że jestem z nimi. Nie raz modlę się z wojskowymi na ich zaproszenie. Oni może dużo nie wiedzą na temat wiary, ale moja obecność jest dla nich ważna. Staram się każdego zapraszać do siebie, aby stworzyć jakieś naturalne więzi międzyludzkie. Nie spodziewałem się, że w czasie wojenny będzie taka konsolidacja. Ludzie o różnych poglądach politycznych współpracują ze sobą” – mówi zakonnik. Niestety region cały czas jest atakowany przez Rosjan. „Na wiosnę sadziłem z parafianami ziemniaki a obok spadały rakiety. Tu ziemia cały czas drży. Jestem mimo wszystko dobrej myśli, że wojna niedługo się skończy. Naród, który jest już tak zjednoczony nie da politykom szansy na powrót do tego co było przed wojną” – jest przekonany o. Dżala.

W drugim dniu wizyty abp Szewczuk przewodniczy nieszporom w katedrze pw. św. Andrzeja Apostoła Pierwszego Powołanego, gdzie zgromadzili się licznie duchowni, osoby zakonne, dzieci, młodzież, członkowie największej katolickiej organizacji charytatywnej na świecie Rycerzy Kolumba i osoby wewnętrznie przesiedlone. Na modlitwę licznie przybyli także parafianie niedosłyszący, dla których podczas nabożeństwa zapewniono tłumaczenie na język migowy. Abp Szewczuk podkreśla, iż w warunkach wojennych Kościół musi dawać ludziom przede wszystkim nadzieję. I Kościół ma tę nadzieję, której nie może dziś dać Ukraińcom żaden z ludzi. To jest słowo nadziei Ewangelii Chrystusa. Zauważa, że patrząc na oblicze Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego na zachodzie, w centrum Ukrainy, w obwodzie charkowskim, w obwodzie sumskim, w obwodzie czernihowskim, a teraz w obwodzie odeskim, widzi w nim Matkę, która obejmuje swoje dzieci, która ogrzewa, ratuje, w której ramionach dziecko przestaje się lękać. „Chcę wam podziękować, że jesteście jak kochająca kokosz ogarniająca swe pisklęta… Błogosławiony naród, który ma tak kochającą Matkę Kościół, który nie potępia, nie karze, ale rozumie i przebacza, przyjmuje i ogrzewa” – stwierdza abp Szewczuk.

Spotkanie z szefem administracji cywilno-wojskowej odpowiedzialnej za miasto i obwód, Witalijem Kimem i jego współpracownikami, wizyta w greckokatolickiej parafii pw. Opieki Najświętszej Bogurodzicy oraz spotkanie z żołnierzami w Mikołajowie złożyły się na kolejny etap duszpasterskich odwiedzin arcybiskupa większego kijowsko-halickiego Światosław Szewczuka i zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) w egzarchacie odeskiem (diecezji odeskiej).

Mikołajów

17 października - 236 dzień wojny Rosji z Ukrainą. W codziennym przemówieniu raport abp Szewczuka: „Znowu w ciągu minionej doby i dziś rano, ukraińska ziemia zadrżała i stanęła w płomieniach od różnych rodzajów rosyjskiej broni. Według porannych doniesień, wczoraj nieprzyjaciel wystrzelił 2 rakiety i dokonał 26 ataków lotniczych na kilka miast i wsi na Ukrainie, przeprowadzając 80 bombardowań systemami rakietowymi różnych typów. Uderzono w około 20 osiedli na całej Ukrainie. Dziś rano nasz Kijów, miasto o złotych kopułach zatrząsł się. Dzielnica Szewczenki w centrum Kijowa została zaatakowana przez wrogie drony kamikadze. Płoną zbombardowane budynki. Cierpiące miasto Mikołajów było celem 15 dronów. Mimo że część z nich została zestrzelona, spowodowały one uszkodzenia ważnej i krytycznej infrastruktury tego miasta. Rejon sumski został poddany ciężkiemu bombardowaniu. Przeprowadzono około 20 ataków rakietowych na przygraniczne miasta i wsie tego najstarszego regionu Ukrainy”.

Z Odessy do Mikołajowa jedziemy drogami, którymi w dniu wybuchu wojny rosyjskie czołgi jechały na Chersoń, Mikołajów i inne miejscowości. Na tych terenach zaczęła się rosyjska agresja, która nieprzerwanie i bezlitośnie trwa. Mikołajów jest typowym miastem frontowym. Ponad 50 proc. mieszkańców półmilionowego miasta, które jest jednym z największych w Ukrainie ośrodków przemysłu stoczniowego, wyjechało. Jego centrum jest wyludnione. Idąc pustymi ulicami, na których spotkać można jedynie wojskowe posterunki, jest się świadkiem „apokaliptycznych” krajobrazów bynajmniej nie z filmów science fiction, ale boleśnie realnych. Duża część miasta jest zniszczona, w ruinie stoją szkoły, szpitale, sklepy, budynki i bloki mieszkalne. Te których nie dosięgły rosyjskie pociski i drony stoją puste z pozabijanymi deskami lub płytami paździerzowymi oknami. Symbolem całości jest zniszczony budynek administracji miasta, w który, już w pierwszej fazie wojny uderzyła rosyjska rakieta.

Spotkamy się z szefem administracji cywilno-wojskowej odpowiedzialnej za miasto i obwód, Witalijem Kimem i jego współpracownikami. Z pochodzenia jest Koreańczykiem. Zapytany, czego miasto i obwód mikołajowski najbardziej potrzebuje, na pierwszym miejscu wymienia: „Budujcie tu swój kościół, twórzcie więcej parafii i świątyń, bo potrzebujemy obecności waszego Kościoła” i dodaje: „Ludzie, którzy przeżywają wojnę, śmierć najbliższych, widzieli jak ludzie giną pod bombami, stracili wszystko, stają się usztywnionymi, twardymi posągami i potrzebują kogoś, kto przywróci im człowieczeństwo. Ludzie stają się nieczuli na ból i cierpienie tych, którzy są im być może najbliżsi, najdrożsi. Okropności przeżyte podczas wojny towarzyszą wszystkim, kobietom i mężczyznom, nawet w ich domach. W takiej sytuacji ważne jest, żeby każdy człowiek odnalazł Boga”. Wyznaje, że jest chrześcijaninem i szanuje każdy Kościół i religię. Pragnie, aby Kościół greckokatolicki na tych terenach rozwijał się i był wyraźnie obecny. „Byłem zaskoczony, gdy to usłyszałem. Nie prosił o wodę, leki, pomoc humanitarną, prosił o obecność naszego Kościoła, rozwój parafii, rozwój chrześcijańskiej wiary. Powiedział, że jest gotów pomóc w każdy możliwy sposób” – mówi abp Szewczuk dodając: „Rzadko się zdarza, że wysokiej rangi urzędnik państwowy oficjalnie deklaruje tak żarliwie swoją wiarę”.

Na palcach jednej ręki można policzyć dni, kiedy Mikołajów nie był bombardowany i ostrzeliwany. Wszyscy napotkani mieszkańcy miasta mówią, że najgorsze są noce. Ataki idą z okupowanego regionu Chersonia. Choć miasto leży 35 km od linii frontu to w sumie żyje na froncie. Co raz napotyka się rannych i uchodźców. Jednym z największych problemów jest woda pitna. Z jednej strony miasto leży nad południowym Bugiem, gdzie dostęp do niej nie jest problemem to jednak woda nie nadaje się do spożycia, gdyż ze względu na obecność morza ma dużą zawartość soli. Dlatego musi być ona filtrowana. Niestety filtry wyczerpują się bardzo szybko, co w warunkach wojny, aby stale mieć do nich dostęp, jest problemem. „Dlatego proszę dziś wszystkich, międzynarodową opinię publiczną, międzynarodową wspólnotę religijną: ratujmy Mikołajów! Dajmy im dostęp do czystej wody! Nasza „Caritas” dokłada wszelkich starań, aby otworzyć nowe źródła wody pitnej dla ludności, dlatego proszę Was o wsparcie tego szlachetnego projektu naszego Kościoła dla mieszkańców tego miasta” – apeluje zwierzchnik UKGK.

Odwiedzamy greckokatolicką parafię pw. Opieki Najświętszej Bogurodzicy. Od 2016 świątynia jest w budowie. Wierni modlą się w dolnym kościele. Jest to parafia, która od początku wojny przeżyła najtrudniejsze chwile oblężenia Mikołajowa. Na modlitwie i spotkaniu jest kilkudziesięciu wiernych, wśród nich przedstawiciele władz miasta.
"Dziś jestem tu w Mikołajewie, przede wszystkim chcę wyrazić wdzięczność, wesprzeć i zapewnić o swojej modlitwie odważnych mieszkańców tego niezłomnego miasta. Dziś być w Mikołajowie oznacza dotknąć ran tego miasta i cierpiącej Ukrainy. Ale nie żałujemy, że walczymy. Bo tylko ci, którzy walczą o swoją wolność, są jej godni. Zwycięży tylko ten, kto nikomu nie odda wolności swojej Ojczyzny" – mówi arcybiskup podczas modlitewnego nabożeństwa.
„Widzieliśmy bardzo poranionych ludzi, którzy pozostali w mieście. Zobaczyliśmy ludzi, którzy zostali zranieni przez wszystkie tragedie i dramaty jakie niesie z sobą wojna. Modliliśmy się za Ukrainę, o pokój i zwycięstwo. Po raz kolejny wyraziliśmy naszą głęboką wiarę, że modlitwa Kościoła może uleczyć ludzkie rany. Każda osoba z osobna przychodziła po błogosławieństwo, a my z biskupem Mychajło odmawialiśmy nad nimi modlitwę. Czułem jak ludzie drżeli całym ciałem pod moimi dłońmi. Są przebici wojną, potrzebowali doświadczyć, że ktoś przyszedł odwiedzić ich świątynię w tym tragicznym czasie, wesprzeć i pobłogosławić” – mówi abp Szewczuk.

Parafią kieruje ks. Taras Pawlus, który po wybuchu rosyjskiej agresji nie opuścił wiernych i jest cały czas na posterunku ze swoją rodziną, żoną i synem. Kapłan jest także kapelanem w stopniu kapitana, w jednostce wojskowej. Zdobył sobie niezwykłą przychylność i zaufanie władz samorządowych oraz lokalnej społeczności. Zaraz po wybuchu wojny zorganizował oddział Caritas - Caritas Mikołajów, który pomaga ludziom, którzy pozostali w mieście. Pracuje w nim 30 osób.

„Mikołajów to bohaterskie miasto, w którym od samego początku wojny ludzie starali się pomagać, służyć, modlić się, wspierać zarówno nasze siły zbrojne, jak i wszystkich mieszkańców miasta. Nasza świątynia stała się praktycznie centrum humanitarnym, gdzie przyjmowano potrzebujących. Pomagamy też żołnierzom, przygotowując im obiady, a także dostarczając różny sprzęt wojskowy, śpiwory, maty, rękawice, aby nasi chłopcy byli dobrze wyposażeni i mogli godnie służyć” – mówi ks. Pawlus.

Parafia nieprzerwanie i dynamicznie działa. Codziennie odprawiane są nabożeństwa, W każdą niedzielę świątynia jest wypełniona. „Z radością witamy wszystkich gości, którzy starają się nam pomóc w różny sposób. Wyrażamy szczerą wdzięczność wszystkim osobom, które starają się nas wspierać i rozumieć. Zachęcamy, aby głosić całemu światu, że trwamy, modlimy się, że dziś na oczach świata Rosja dopuszcza się ludobójstwa narodu ukraińskiego” – mówi kapłan.
Podkreśla, że życie w Mikołajowie to każdego dnia wielki dramat. „W ciągu dnia, kiedy świeci słońce, kiedy widzisz, gdzie iść, jesteś jakoś bezpieczniejszy, wiesz też, gdzie uciekać w razie niebezpieczeństwa. Gdy nadchodzi noc, boisz się, chcesz spać, chcesz odpocząć i nie możesz, nie wiesz, co w każdej chwili może się stać. W nocy, o godzinie pierwszej lub trzeciej, budzisz się od wybuchów rakiet i dronów. Musisz uciekać, jeśli nie do schronu, to w jakiekolwiek miejsce, żeby się ratować. Raz zdarzyło mi się, że po wybuchach w dom, w którym mieszkam, uderzyły odłamki i rozbiły szyby w oknach. Wybuch nastąpił 150 metrów od naszego domu. Było to straszne. Do tragedii może dość w każdej chwili, choć z drugiej strony przyzwyczailiśmy się i nie zwracamy dużej uwagi na zagrożenia. Poza tym mamy codziennie wiele pracy. Po całym dniu wysiłku np. w ośrodku Caritas zdarza mi się, że śpię tak mocno, że nie słyszę wybuchów i nic nie czuję” – wyznaje ks. Pawlus.

Ks. Pawlus pytany czego obecnie najbardziej potrzebuje jego parafia mówi: „Cieszę się z każdej pomocy. Dziś mamy na szczęście wodę pitną i żywność. Do tej pory rozdaliśmy ponad 200 ton pomocy humanitarnej. Potrzebujemy samochodu dostawczego, bo ten, który mamy stale się psuje. Co do potrzeb dla wojska to konieczne są: bielizna termiczna, ciepłe ubrania, bo zbliża się zima, oraz gotowe posiłki, które można szybko przygotować. Potrzebujemy też termowizorów i generatorów”.

Odwiedzamy także, częściowo zniszczone przez rosyjskie rakiety, koszary wojskowe w centrum miasta. Na spotkaniu są wojskowi, którzy „własną piersią bronili i bronią Mikołajowa”. „Wojsko dzisiaj robi wszystko, aby uniemożliwić wrogowi zdobycie choćby kawałka naszej ziemi. Było im bardzo miło, że ich odwiedziliśmy, poczuli, że nie są sami w swojej walce. Za nimi stoi wielki ukraiński naród, państwo, Kościoły, wspólnoty religijne oraz społeczność międzynarodowa, która wspiera ich walkę. Oni to wiedzą, ale potrzebowali usłyszeć osobiście, że jesteśmy razem i jesteśmy silni. Widzieliśmy, jak miasto zostało zniszczone, ile jest widocznych i rozdzierających ran. Nie wszyscy ludzie wytrzymują psychicznie takie warunki, więc widzimy wielu uchodźców z Mikołajowa w Odessie, w Kijowie, na Zachodniej Ukrainie i za granicą. Dlatego wszyscy, których poznałem a którzy są z Mikołajowa, prosili o przekazanie pozdrowień dla mieszkańców. Ci ludzie uciekają przed okropnościami wojny, ale tęsknią za swoim miastem. Mamy nadzieję, że gdy wypędzimy wroga z naszego ukraińskiego południa, ludzie powrócą do domów i będą normalnie żyć” – mówi abp Szewczuk.

Boska Liturgia i spotkania z wiernymi parafii Wszystkich Świętych Narodu Ukraińskiego, modlitwa za żołnierzy poległych w wojnie z Rosją od 2014 r., odwiedzenie rannych żołnierzy w szpitalu, spotkanie z dyrektorem generalnym Południowoukraińskiej Elektrowni Jądrowej i jego pracownikami oraz z władzami lokalnymi w Jużnoukraińsku oraz wizyta w parafii Opieki Najświętszej Bogarodzicy w Bałcie, złożyły się na ostatni etap duszpasterskich odwiedzin arcybiskupa większego kijowsko-halickiego Światosława Szewczuk i zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) w egzarchacie odeskim (diecezji odeskiej).

Jużnoukraińsk

18 października 2022 roku – 237. dzień rosyjskiej agresji na Ukrainę. Codzienny raport abp Szewczuka: „Wczorajszego dnia i minionej nocy mieliśmy na Ukrainie do czynienia z rosyjskim terroryzmem. Nieprzyjaciel odpalił na cały nasz kraj 10 rakiet i przeprowadził 58 ataków lotniczych, 60 bombardowań systemami artyleryjskimi różnych typów. 35 naszych osiedli zostało trafionych. A przez większość ostatniej doby Ukraina cierpiała z powodu tzw. samobójczych dronów. Poważne rany odniósł nasz Kijów. W centrum miasta, w dzielnicy Szewczenki nieprzyjaciel zadał ciosy tymi dronami, w tym zabił ciężarną kobietę, która zginęła w ramionach męża. Celem ataków były także Odessa i Dniepr. Dziś w nocy został zbombardowany dwukrotnie nasz udręczony Mikołajów. W tej chwili potwierdzono, że co najmniej jedna osoba nie żyje. Wczoraj dotarła do nas dobra wiadomość: 108 ukraińskich kobiet zostało uwolnionych z rosyjskiej niewoli”

Położony na północy obwodu mikołajowskiego Jużnoukraińsk jest miastem szczególnym, gdyż tutaj mieści się Południowoukraińska Elektrownia Jądrowa. Jest jedną z czterech na Ukrainie, obok m. in. zaporoskiej elektrowni jądrowej, która znajduje się pod rosyjską okupacją, gdzie istnieje stale niebezpieczeństwo wybuchu atomowego. Wokół niej wyrosło 40 tysięczne miasto. Większość mieszkańców pracuje w elektrowni, która została zbudowana w latach 70. XX w. Przyjechali tu ludzie z republik ówczesnego Związku Sowieckiego. Obecnie 60 proc. mieszkańców miasta to Ukraińcy, reszta to Rosjanie. Dla zwierzchnika UKGK wizyta w mieście energetyków jest szczególnie ważna w czasie kryzysu energetycznego, który przeżywa dziś Ukraina spowodowanego codziennymi atakami rakiet i dronów na infrastrukturę krytyczną miast. Tylko 10 października doszło do zmasowanego uderzenia, podczas którego zniszczono 30 proc. ukraińskich elektrowni. „Dlatego można zrozumieć, jak ważna jest ta elektrownia dla utrzymania dostaw energii elektrycznej na Ukrainie. Z drugiej strony ta elektrownia sama w sobie jest zagrożona. We wrześniu Rosjanie uderzyli w nią rakietami. Jedna spadła 400 metrów od reaktora atomowego. Dziś miasto jest dumne z tego, że Rosjanie byli 40 km od tego miasta i zaproponowali dyrekcji zakładu, władzom miasta poddanie się. Wszyscy odmówili, razem z wojskiem i miejscową ludnością zaczęli się bronić. Miasto przetrwało. Dzięki Bogu Jużnoukraińsk i okolice nie są dziś objęte strefą działań wojennych” – mówi abp Szewczuk.

Spotykamy się w miejscowym Domu Kultury z dyrektorem generalnym elektrowni, Igorem Polowiczem i jego pracownikami oraz z władzami lokalnymi. W rozmowie zwraca się uwagę, że Ukraina już któryś z kolei dzień stanowi cel upartych, strasznych ataków terrorystycznych Rosji właśnie na infrastrukturę energetyczną. Podkreśla się, że bycie dzisiaj energetykiem na Ukrainie oznacza niebezpieczeństwo dla życia. Wielu specjalistów tej gałęzi przemysłu, którzy radzą sobie obecnie ze skutkami rosyjskich ostrzałów rakietowych, zginęło bohaterską śmiercią w miejscu pracy.
"Przyjechałem, aby wyrazić wdzięczność i szacunek dla tytanicznej pracy tych wszystkich, którzy zapewniają nam na Ukrainie możliwość życia w bezpieczeństwie, tym bardziej w bezpieczeństwie energetycznym" - mówi arcybiskup. Przypomina niepokojący incydent, gdy rosyjski pocisk spadł 400 metrów od reaktora atomowego elektrowni. "Odwołaliśmy się wtedy do sumienia całego świata. Bo tak jak Rosja uprawia szantaż atomowy w elektrowni atomowej w Zaporożu, tak samo chce to zrobić tutaj. Myślę jednak, że moc Boża na to nie pozwoli" - mówi.

Rozmawiając z żołnierzami, którzy strzegą miasta arcybiskup pyta, czy mają jakieś potrzeby i prośby. Pierwszą rzeczą jaką wymieniają to bezpieczeństwo, aby społeczność światowa zrozumiała niebezpieczeństwo działań wojsk rosyjskich, szczególnie wokół elektrowni jądrowych na Ukrainie. Zwracają uwagę, że intensywnie komunikują się ze swymi kolegami którzy pozostali w elektrowni na okupowanych terytoriach w Zaporożu. Z przerażeniem opowiadają o tym, co się tam dzieje. Każdy pracownik elektrowni, który opuszcza terytorium okupowane i szuka zatrudnienia ma je zapewnione w Jużnoukraińsku. Podczas spotkania dyplomy uznania za pomoc w organizacji służby społecznej przy parafii Wszystkich Świętych Ukraińców otrzymują trzy osoby.

Odwiedzamy rannych żołnierzy, którzy są leczeni na oddziale chirurgicznym w miejscowym szpitalu. Wśród nich nie ma poważnych przypadków. Są to żołnierze poszkodowani przez odłamki i lekko ranni. Rozmowa z lekarzami. Arcybiskup ściska żołnierzom dłonie, błogosławi. Szczególne wrażenie robi na abp Szewczuku rozmowa z żołnierzem, który przeżył dwie poważne kontuzje. Odważnie opowiada o swoich przeżyciach i urazach. „Przestrzegł mnie, że ci, którzy przeżyli dramat wojny, ci, którzy byli na froncie, naprawdę mają poważne trudności z powrotem do normalnego życia. W rzeczywistości bardzo łatwo iść na wojnę, ale trudno z niej wrócić. Wydawało mu się, że nawet w szpitalu jest otoczony przez nieprzyjaciół. Ile ran zadała ta wojna nawet tym, którzy są najbardziej odporni, najsilniejsi” – mówi abp Szewczuk i dodaje: „Ważne jest, aby ich zauważać, modlić się za nich o powrót do zdrowia. Dziś weterani wracający z wojny są podzieleni na dwie kategorie: tych, którzy wiedzą, że są ranni i potrzebują pomocy i mają rany psychiczne oraz tych, którzy o tym nie wiedzą. Wracając do domu, będą nadal podejrzliwi, że są otoczeni przez wrogów, czuć strach przed innymi. Stajemy przed dużym wyzwaniem, aby odpowiednio przyjąć tych chłopaków.”

Miasto od początku wojny przyjmuje uchodźców, do dzisiaj ok. 5 tys., co na 40 tys. mieszkańców miasta jest dużą liczbą. Zapewnia się im wszystko, czego potrzebują. Kluczową rolę w pomocy uchodźcom i żołnierzom odgrywa parafia Wszystkich Świętych Narodu Ukraińskiego, której proboszczem jest ks. Igor Worona oraz klasztor sióstr św. Józefa Oblubieńca. Gdy wybuchła wojna trzy razy dziennie parafia karmiła gorącymi posiłkami wojskowych, którzy podjęli się obrony i nie wpuścili do miasta rosyjskich czołgów. Teraz stała się ośrodkiem pomocy humanitarnej, nie tylko dla miasta, ale okolicznych zniszczonych w wyniku wojennych działań wiosek.

Modlimy się za żołnierzy poległych w wojnie z Rosją od 2014 r. przy pomniku położonym przy Muzeum Historycznym Miasta Jużnoukraińska. Na pomniku zdjęcia młodych chłopców 18-19 lat pochodzących z tego miasta. Wszyscy obecni na modlitwie milczący i wzruszeni.

Zwracając się podczas Boskiej Liturgii do wiernych zwierzchnik UKGK dziękował ks. Woronie za to, że nie opuścił swojej parafii, swojego kościoła i wiernych. "Dziękuję za to, że nawet wtedy, gdy do zajętego przez okupantów Wozniesieńska było dosłownie kilka kilometrów, nasza wspólnota tutaj, nasza parafia, to miasto walczyło, robiło wszystko, żeby wróg nie przeszedł. A ty, księże, pokazałeś przykład dobrego pasterza" – mówi arcybiskup.
Dziękuje, że parafia stoi na czele „frontu humanitarnego”, aby „służyć wszystkim tym, którym ta wojna zabrała domy, a nawet życie i przyszłość". „Ale przyjąłeś ich, ogrzałeś, dałeś im nadzieję i wiarę, że mamy przyszłość. Powiem więcej: jeśli nasza greckokatolicka parafia stoi w Jużnoukraińsku, to Ukraina jest i będzie. W twoich oczach widzę przyszłość" – mówił abp Szewczuk przypominając również o kapłanach i zakonnikach UKGK na terenach okupowanych w Chersoniu, na południu Zaporoża, na Krymie i w Donbasie.

„Nasza parafia jest młoda i żywa, gdzie przychodzi do nas niewielka grupa Rosjan, którzy stali się prawdziwymi Ukraińcami i kochają Ukrainę. Jestem z nich dumny, bardzo wdzięczny, że dziś wspierają nasz kościół. Kocham moją parafię i ludzi” – mówi ks. Worona. którego żona, Maria od prawie 16 lat pracuje w jednostce wojskowej i jest żołnierzem. Ma dwie córki: Weronię i Sołomiję. Jest współzałożycielem fundacji charytatywnej „Pokojowe Niebo”, która działa od 2014 roku, kiedy zaczęła się aneksja Krymu i wojna w Donbasie. „Wtedy zaczęliśmy pomagać naszemu wojsku w różnych obszarach, przede wszystkim psychologicznie rodzinom. Do dziś pomagamy wojsku. Gdy wybuchła wojna nasza parafia stała się też kuchnią, w której gotujemy jedzenie dla obrony terytorialnej, robimy gorące śniadania, kolacje i obiady dla wszystkich potrzebujących” – mówi ks. Worona.

Dotychczas parafia wraz z wolontariuszami od początku wojny rozprowadziła ok. 60 ton pomocy humanitarnej: żywności, ubrań, leków, termowizorów. Od Caritas Barcelona otrzymała nowy ambulans dla wojska. Obecnie w obliczu zbliżającej się zimy jego ośrodek potrzebuje ciepłych ubrań dla wojska, skarpet i kurtek, a także suchą żywność oraz leki przeciwgrypowe i przeciwwirusowe. Potrzebne są też używane samochody.

Odpowiadając, czego sobie życzy na przyszłość mówi: „Chciałabym, żeby ludzie zmienili swoją mentalność, zrozumieli, że nie będzie już tego, co było kiedyś. Dziś musimy budować nową Ukrainę. Nowy organizm, czyli taki, który jest zrestartowany. Sukces Ukrainy będzie miał ogromny wpływ na Europę, w tym na Polskę. Chciałbym podziękować wszystkim Polakom, którzy pomagają naszemu narodowi, humanitarnie i wojskowo. Przyjęli naszych ludzi i razem z nami przeżywają radości i nieszczęścia. Dziękuję”.

Bałta

"Niezłomność Chrystusa może sprawić, że nawet ból i cierpienie staną się źródłem chrześcijańskiej mądrości” – mówi podczas modlitewnego nabożeństwa abp Szewczuk w powstałej w 2015 r. parafii Opieki Najświętszej Bogarodzicy w Bałcie, 19 tysięcznym mieście nad rzeką Kodymą. Parafią kieruje ks. Andrij Sirko. W modlitwie uczestniczy również Roman Montecki ze wsi Agafiwka.

Zwraca się do parafian i mieszkańców Bałt mówiąc, że „chciał ich odwiedzić, bo wiele o nich słyszał, o ludziach, którzy płoną wiarą w Boga i miłością do ojczyzny oraz o ich odważnym proboszczu. "Jeśli Ukraina będzie miała takich ludzi jak wy tutaj w Bałcie to wróg nas nigdy nie pokona. Prośmy Pana Boga, aby pozwolił nam być prawdziwymi. Cokolwiek robicie zawsze róbcie to naprawdę. Skoro jesteś uczniem, bądź prawdziwym uczniem - ucz się. Jako ojciec lub matka rodziny, bądź prawdziwą matką, prawdziwym ojcem. Skoro jesteś księdzem, bądź prawdziwym kapłanem. Ale przede wszystkim bądźmy prawdziwymi chrześcijanami. Chrześcijanin to ten, kto żyje zgodnie ze swoją wiarą" – wzywa zwierzchnik UKGK.

Przypomina o znaczeniu modlitwy za Ukrainę i broniących jej żołnierzy: "Modlimy się żywym różańcem, który jednoczy. Dołącz do tej modlitwy! Gdy nadejdzie godzina 20:00, zatrzymaj się, zwróć oczy ku niebu i wspólnie módlmy się za Ukrainę" – zachęca arcybiskup.

Abp Szewczuk wskazuje na paczki żywnościowe z patriarchalnej Fundacji "Mądra Sprawa", które są rozprowadzane w parafii i dziękuje egzarchatowi apostolskiemu w Niemczech i Skandynawii za ich finansowanie, a także za pomoc jaka przychodzi z eparchii z całego świata: Kanady, Wielkiej Brytanii, Francji, a zwłaszcza z Polski.

Na zakończenie abp Szewczuk zauważa, że „zwycięstwo Ukrainy widzimy w przerażonych oczach wrogów, którzy nie wiedzą, dlaczego zostali tu zapędzeni na śmierć. A my wiemy, bo walczymy o wolność naszej Ojczyzny”. "Niech moc Bożego błogosławieństwa, moc Ducha Świętego, moc Słowa Bożego pomoże każdemu z was znaleźć stabilizację w tych trudnych okolicznościach. Bo ta niezłomność Chrystusa może sprawić, że nawet ból i cierpienie staną się źródłem chrześcijańskiej mądrości" – zapewnia zwierzchnik UKGK.

Po modlitwie za Ukrainę przy kościele zasadzono drzewka pokoju.

Następnie abp Szewczuk odwiedza Podolsk, gdzie spotka się z lokalnymi władzami, które zapewniają o otwartości mieszkańców miasta na utworzenie parafii i gotowość do pomocy w budowie kościoła.

Ks. Montecki z bólem wyznaje: „Moja rodzina jest w Polsce. Jest ciężko. Jest rozłąka. Rzadko się widujemy. Nie widzieliśmy się sześć miesięcy. Dwie córki: Maryna i Marta 15 i 12 lat tęsknią za tatą. Żona Ola pracuje jako pomocnik nauczania języka angielskiego w szkole. Dzieciom trudno jest wniknąć w polskie środowisko”.

Zwraca uwagę, że często widzi ludzką biedę i nie może zaradzić. Sam pomaga uchodźcom kupując im to, co sobie życzą w granicach sumy tysiąca hrywien. „To nie jest duża suma, ale ważne jest to, że kimś się zainteresujesz, porozmawiasz i to dla tej osoby jest ważne. Często widzę łzy w oczach i sam się przy tym rozczulam. Na szczęście żyję w regionie, gdzie nie widzę jeszcze dużej biedy. Natomiast gdzie indziej ludzie opowiadają straszne rzeczy. Dotykają śmierci. Nie mieści to się w głowie. To trudno zrozumieć. Nawet nie chce się tego rozumieć. To dotyka nas wszystkich. Coraz częściej mamy pogrzeby wojskowych. Ale dobrze, że mamy wsparcie z Polski” – mówi kapłan.

Kończąc swoją wizytację odeskiej eparchii abp Szewczuk w jednej ze swych refleksji mówi, że przy całym tragizmie wojennej sytuacji Ukraińcy codziennie potrzebują humoru, który może stać się bronią. „Kiedy człowiek potrafi żartować nawet ze swoich wad, wtedy okazuje pokorę. Nasze zdrowie psychiczne i duchowe potrzebuje humoru. Może być również niszczącą bronią przeciwko naszemu wrogowi. Bo kiedy nie będziemy się go bali, będziemy z niego żartować, wtedy zniknie, bo nie będzie mógł nas inspirować swoimi lękami. Dlatego humor i radość odnawiają duszę. Humor to broń, która uczy nas jak wygrywać” – przekonuje abp Szewczuk.

Podkreśla też jak w czasie wojny ważne jest duchowe dziedzictwo kulturowe. Przytacza słowa Winstona Churchilla, premiera rządu Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej, który mówił: «Jeśli podczas wojny nie podtrzymujemy kultury, to o co wówczas walczymy?!». „Wśród tego chaosu wojny mamy wielką potrzebę harmonii i piękna, które przywraca harmonię naszych dusz, a tym samym ukazuje piękno człowieka, będącego ukoronowaniem Bożego stworzenia, nawet w tak strasznych okolicznościach” – mówi zwierzchnik UKGK.

 
 
 
 
« 1 2 3 4 5 »