Dwa komitety wyborcze, które zawarły umowę o „grupowaniu list”, mają szansę zdobyć więcej mandatów, niż gdyby startowały samodzielnie.
A to ze względu na proporcjonalne metody obliczania ilorazów wyborczych metodą d’Hondta lub metodą Saint Lague’a, które są stosowane w Polsce. – Kto zdobędzie największy iloraz, ten weźmie pierwszy mandat. A potem pewnie i kolejne. Dlatego komitetom opłaca się łączyć siły – wyjaśnia Miłosz Wilkanowicz, ekspert Państwowej Komisji Wyborczej.
„Blokowanie” opłaci się i wielkim partiom, i mniejszym. Stosowana przy „blokowaniu” metoda Saint Lague’a promuje mniejsze komitety wyborcze. To będzie korzystne dla słabszych partnerów, takich jak Samoobrona i PSL. Jednak więksi, jak PiS i Platforma, też zyskają. Zwłaszcza w gminach, w których ich mniejszy partner jest bardzo słaby i nie przekroczy 5-procentowego progu wyborczego.
Wszystkie głosy oddane na zablokowane listy wpadną wtedy... na konto większego komitetu i to on zgarnie całą pulę mandatów.
Skoro wszyscy zyskują, to czy ktoś na tym straci? Oczywiście: ci, którzy z nikim się nie umówią na wspólne „blokowanie” list. Grupowanie list jest dozwolone w wyborach do sejmików, rad powiatów i do rad gmin powyżej 20 tys. mieszkańców.
O tym, które komitety zawarły porozumienia o blokowaniu list, nie znajdziesz jednak żadnych informacji na kartach do głosowania. Zapewne będą o tym donosić tylko lokalne albo regionalne media. Każdy z komitetów startuje bowiem oddzielnie, o zawartym porozumieniu zawiadamiając tylko Komisję Wyborczą. Blokowanie ma znaczenie wyłącznie przy liczeniu głosów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Poradnik wyborcy