– Nie jestem entuzjastą terminu „literatura chrześcijańska”, bo mam wrażenie, że pomniejsza on wartość konkretnych dzieł, zamyka je w swoistym getcie estetycznym.
Inaczej brzmi hasło „arcydzieło literatury europejskiej”, a inaczej „arcydzieło literatury chrześcijańskiej”. Godząc się na taką terminologię, sprowadzamy twórczość chrześcijan do poziomu „poezji kobiecej” czy „prozy postmodernistycznej”. Tymczasem cała europejska kultura jest zbudowana na chrześcijaństwie, bez niego można by ją wyrzucić na śmietnik.
Kim bylibyśmy bez Dantego czy – przeskakując do bliższej nam epoki – bez Eliota, Rilkego czy Miłosza? Myślę, że chrześcijaństwo jest uniwersalne, tzn. zawiera w sobie wszystkie doświadczenia człowieka, od modlitwy po całkowite upodlenie. Poza tym nie sposób wyobrazić sobie dobrej literatury bez metafizyki, która w naszej cywilizacji jest naturalnie zakorzeniona w chrześcijaństwie. Szukając prawdy o świecie, zawsze otrzemy się o Chrystusa, niezależnie od tego, czy w Niego wierzymy, czy nie.
Choć sam jestem chrześcijaninem, nie chciałbym, by moje wiersze uchodziły za poezję chrześcijańską, bo to oznaczałoby zawężenie kręgu ich odbiorców. Św. Paweł, przemawiając na Areopagu, nie mówił przecież: „Jestem chrześcijaninem. I ty możesz nim zostać”. Przeciwnie, próbował przekonać słuchaczy świadectwem Bożej mocy. Jako pisarz chciałbym iść tą drogą.
Nie zamykać się na świat, nie schodzić do getta, nie podpierać się etykietkami, lecz poprzez wiersze dzielić się tym, czego Bóg dokonuje w moim życiu. I przekonywać, że w rzeczywistości jest On blisko każdego człowieka, także ateisty czy agnostyka. Myślę, że zamiast mówić o „literaturze chrześcijańskiej”, powinniśmy – każdy na swoim poletku – przypominać o chrześcijańskim wymiarze całej europejskiej kultury.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel poeta, publicysta