"Mój syn urodził się martwy w 32. tygodniu ciąży" – napisała nam pani Anna z Warszawy. Razem z innymi kobietami organizuje ona 15 października Dzień Dziecka Utraconego.
Dlaczego cała uwaga Kościoła mówiącego o dzieciach nienarodzonych skupiona jest na aborcji, podczas gdy masowo umierają dzieci poronione i przedwcześnie narodzone?” – pisze Anna. – „Pragniemy, aby październik stał się miesiącem powszechnej modlitwy za dzieci zagrożone poronieniem, przedwczesnym lub martwym porodem oraz za ich rodziców” – dodaje. 50 do 60 procent ciąż kończy się poronieniami. Do większości z nich dochodzi w bardzo wczesnej ciąży i matki nawet ich nie zauważają. Jednak poronienie kończy też co dziesiątą już rozpoznaną przez lekarzy ciążę.
Do widzenia, Jacusiu
W majową niedzielę tego roku mąż zawiózł Edytę do szpitala w Katowicach. Nazajutrz miała umówiony termin cesarskiego cięcia. Lekarz robił jej USG. Edyta żartowała z pielęgniarką. – I wtedy lekarz wypowiedział słowa, które do dzisiaj słyszę: „Brak tętna płodu”. Nie rozumiałam, co on do mnie mówi. To brzmiało zupełnie bezpłciowo! Nie wierzyłam, że mój Jacuś nie żyje, i koniec! – wspomina.
Personel zawiózł ją na stół operacyjny. Lekarze wyjęli z Edyty martwego chłopca, miał 58 cm długości i ważył 3700 gramów.
Edyta wpadła w rozpacz. – Wieczorem lekarz przyszedł do mnie i przeprosił, że powiedział mi o śmierci Jacka w taki sposób. Powiedział, że jemu też nie było lekko mnie o tym poinformować. I wie pan, to było dla mnie miłe, że przyszedł. Dla dziewczyn po poronieniu jest ważne, jeśli ktoś umie zdobyć się na takie przeprosiny – wspomina.
Są jednak w Polsce też szpitale, gdzie kobiety po poronieniu są traktowane bez takiego wyczucia. Leżą na sali z dziewczynami, które właśnie odbyły szczęśliwy poród. Patrzą na niemowlaki przynoszone do karmienia. Wbijają zapłakane oczy w ścianę, gdy słyszą radosne szczebiotanie, że dziecko podobne do tatusia. I coraz głębiej wpadają w rozpacz. A właśnie w tej chwili potrzebują wsparcia innych ludzi.
Edyta leżała jednak w dobrym szpitalu. Po poronieniu położono ją na ginekologii, a nie na położnictwie. – Leżałam z dziewczynami z patologii ciąży. Jak słuchasz o ich dramatach, to nabierasz właściwego dystansu do własnego nieszczęścia – wyjaśnia.
Zbolały Michał, mąż Edyty, wrócił do mieszkania rozmontować dziecinne łóżeczko. I ze swoją równie nieszczęśliwą teściową poszedł przygotować pogrzeb Jacka. Ksiądz z wyczuciem złożył im kondolencje. Dalsze sprawy urzędowe załatwiała siostra zakonna. – A może się pani za mało modliła? – zagadnęła matkę Edyty. – Takie komentarze bolą. Cała nasza rodzina jest wierząca. Wszyscy się za Jacka modlili i na niego czekali. Tym bardziej że to miał być pierwszy wnuk moich rodziców – mówi Edyta.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak, Marcin Jakimowicz