Dwie spore grupy chłopaków. Idą naprzeciw siebie. Brną przez piach, patrząc sobie w oczy. W dłoniach ściskają spore kamienie. Porachunki pseudokibiców? Nie, młodzież przyjechała nad Lednicę.
Możemy przyjechać i porozmawiać? – Czekam, czekam, czekam, czekam – monotonnie śpiewa do słuchawki o. Jan Góra. Wszystkich tak wita? Wszystkich. Gdy zastajemy go na lednickim polu, rozmawia z trójką rowerzystów, którzy wybrali się na wycieczkę „pod Rybę”. – Nie marudźcie, tylko weźcie z dwudziestu kumpli i przyjedźcie na spotkanie 4 czerwca. Chwilkę później zaczepia wielodzietną rodzinkę.
Pod tę najoryginalniejszą w Polsce bramę przyjeżdżają codziennie ludzie. Zadzierają głowy do góry, oglądają rozległe jezioro: naturalną chrzcielnicę, gdzie chrzest przyjmował sam Mieszko I. Dominikanie specjalnie kazali wyrwać gęste krzaki, by nie zasłaniały widoku na łagodne fale jeziora. Ludzie przystają, pstrykają fotki, zabierają do domu kamienie. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. „Lednica” stała się rozpoznawalnym hasłem, a młodych w koszulkach z lednicką „rybką” spotkać można na ulicach całej Polski. Powstało środowisko. Można śmiało powiedzieć, że dominikanin wywiódł w pole dwieście tysięcy ludzi.
Błysk w oku Jana Góry
W szczerym zielonym polu, spośród tysięcy dmuchawców i słodkawo pachnących jaskrawych pól rzepakowych w górę wystrzela ceglany dom. Nowoczesny, ale oszczędny w formie. To centrum lednickie, rodzaj szkoły. – Bo Lednica to nie akcja. To formacja. Tu nieustannie coś się dzieje – podkreśla o. Góra.
Chyba nie kłamie, bo na miejscu zastajemy kilkadziesiąt młodych osób. Trwa budowa. Dziewczyny starannie zamiatają, polewając wodą podłogę pokrytą cementowym pyłem, chłopcy dźwigają masywne drewniane ławki. Zaraz będzie tu chrzest. Przyjadą znajomi o. Góry ze swoim dzieckiem. Schola ćwiczy pieśni liturgiczne. Kaplica tonie w słońcu. Zamiast ołtarza żarna, zamiast lamp kilkanaście świeczników, zamiast ściany ogromne okna. Nie ruszając się z kościelnej ławki, można zobaczyć jak na dłoni jezioro, rybę i zielone pola. A w nocy tysiące gwiazd.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz