– Widzę na korytarzu, jak jeden uczeń bije drugiego – wspomina nauczycielka. – Podchodzę szybko i przytrzymuję agresorowi rękę. Łobuz krzyczy na cały korytarz: „Pani mnie molestuje”.
Ta sytuacja wbrew pozorom nie jest śmieszna. Agresywni uczniowie zyskali w dzisiejszych polskich szkołach pełną bezkarność. Wygląda na to, że mają potężnych, dorosłych sprzymierzeńców w Ministerstwie Edukacji Narodowej, wśród rzeczników praw ucznia i wśród niektórych wizytatorów z Kuratoriów Oświaty.
Agresywny uczeń może w polskiej szkole bić kolegów i koleżanki, kraść, wymuszać, sprzedawać narkotyki. A państwo odbiera nauczycielom prawo do tego, żeby takiego ucznia powstrzymać.
– Wszystkiemu jest winne obowiązujące w Polsce założenie, że najgorszym zagrożeniem dla ucznia jest nauczyciel. To nieprawda – ocenia Włodzimierz Zielicz, nauczyciel matematyki i fizyki w klasach z maturą międzynarodową w Liceum im. Kopernika w Warszawie. – Choć nauczyciele bywają różni, to znacznie większym zagrożeniem dla ucznia jest inny uczeń. Niebezpieczny uczeń, którego nauczyciel nie może ukarać – dodaje.
„Jestem przerażona i zdruzgotana” – pisze na oświatowym, dyskusyjnym forum internetowym młoda nauczycielka. – „Uczniowie klną, plują, przychodzą na lekcje, cuchnąc papierosami, otwarcie przyznają się do picia alkoholu, pyskują do nauczyciela, są agresywni wobec siebie, wyżywają się, a na moją uwagę: »zniszczyłeś ławkę swoimi śmierdzącymi buciorami«, odpowiadają, że »nie mam prawa ubliżać uczniowi!«. Muszę uważać na każde moje słowo, podczas gdy oni na polecenie »wyciągnijcie karteczki« odpowiadają: »pani sobie w ciu… leci!«. Dodam jeszcze to, że mówię o klasach gimnazjalnych, a co będzie w szkole średniej?”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak