Jestem z Ba Lan

Dla ambasady Wietnamu w Warszawie to wróg ludu numer jeden. Dziennikarka Ton Van Anh po 19 latach pobytu w Polsce została obywatelką RP.

Przyjechała z rodzicami w 1992 r. jako 13-letnia dziewczyna. Już po 4 latach pobytu zaczęła tłumaczyć na wietnamski klasyków poezji polskiej: Asnyka, Miłosza, Herberta i innych. Nie planowała zostać działaczką opozycyjną wobec komunistycznych władz swojego kraju. Stała się nią na emigracji przez sam fakt zbyt dużej, jak na standardy tolerowane przez partyjnych kacyków, samodzielności. – Co jakiś czas dzwoni ktoś z rodziny w Wietnamie i pyta: co ty tam wyprawiasz w tej Polsce, bo znowu wezwali mnie na przesłuchanie? Wraz z Robertem Krzysztoniem z Instytutu im. Paderewskiego od wielu lat pomaga środowisku imigrantów wietnamskich. Tymczasem rząd Wietnamu uznaje, że także na emigracji sprawuje władzę nad swoimi obywatelami. Ton Van Anh wietnamska ambasada odmówiła ostatnio wydania nowego paszportu. Jako powód podano działalność niezgodną z interesami państwa wietnamskiego i z tradycyjnymi relacjami polsko-wietnamskimi. Serio.

Z Hanoi do Sosnowca
– W rodzinie i na podwórku od małego słyszałam ciągle o Ba Lan (Polsce). Dużo mówiło się o „Solidarności”, o papieżu. W 1985 roku nastąpiła kolejna fala aresztowań znanych opozycjonistów. Nic z tej polityki nie rozumiałam, ale dorośli rozmawiali o tym wszystkim szeptem i z wielkimi emocjami – mówi Van Anh. Ojciec Van Anh w 1991 roku wyjechał do Bułgarii, przy okazji odwiedził w Polsce przebywającego na studiach kuzyna. Tak mu się tu spodobało, że po powrocie do Wietnamu zaczęli z żoną zastanawiać się nad emigracją. Klamka zapadła, w polskiej ambasadzie dostali wizy. – Chodziło o to, by dzieci wychowały się w normalnym kraju. Ekonomia była na drugim planie, wątpię, czy podjęliby taką decyzję, żyjąc w biednym, ale przyzwoitym kraju – zaznacza Van Anh. Zamieszkali w Sosnowcu, w wynajmowanym w bloku mieszkaniu. Później w Czeladzi. W Wietnamie Van Anh była w 7 klasie, od niej też zaczęła naukę w Polsce. Długo szukali szkoły. Nigdzie nie chciano jej przyjąć, aż trafili do prywatnej placówki. – Nauczyciele zaproponowali mi bezpłatne dodatkowe zajęcia. Ale to i tak był koszmar ze względu na brak znajomości języka. Pewniej czułam się tylko w matematyce – to same liczby – śmieje się. – Postanowiłam sobie, że skoro jestem jedyną Wietnamką w Zagłębiu, to muszę wzorowo się zachowywać i mówić po polsku – dodaje.

Mnisi z CIA
W liceum Van Anh zaczyna chodzić na kółko teatralne. Dostaje też nagrody na konkursach recytatorskich, m.in. za recytację „Pana Tadeusza”. Rozwija się artystycznie: maluje, a nawet nagrywa płyty z polskimi kolegami. – Słyszałem te kawałki, no, trochę wstyd – wtrąca ze śmiechem Robert. W weekendy Van Anh jeździ z rodzicami na targowisko, handlują ubraniami. – Zaczęłam tłumaczyć na wietnamski wszystkie wiersze z podręcznika: od Asnyka i Poświatowskiej po Broniewskiego, Miłosza, Herberta. Im bliżej matury, tym częściej myślałam o polonistyce – mówi ze śmiechem. W końcu podejmuje studia na socjologii. Uznaje, że przy wszechstronnych zainteresowaniach ten kierunek najlepiej żeni wszystkie inne. Wyjeżdża na studia do Warszawy. – W końcu zaczęłam poznawać polskich Wietnamczyków. Zostałam ich tłumaczką.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina