Spotkanie rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej z premierem Tuskiem wyjaśniło niewiele. Pojawił się za to nowy problem z prokuraturą rosyjską.
Siedem miesięcy po tragedii na lotnisku Siewiernyj doszło do spotkania premiera Donalda Tuska ze wszystkimi członkami rodzin ofiar, które sobie tego życzyły. Czego dowiedzieli się uczestnicy spotkania od szefa rządu i jego ministrów? – Niewiele – przyznał Jerzy Mamontowicz, brat poległej w Smoleńsku szefowej Polskiej Fundacji Katyńskiej. Potwierdził to adwokat pięciu rodzin poszkodowanych w tej katastrofie Bartosz Kownacki. Jego zdaniem, problem tkwił nie w złej woli kogokolwiek, ale w samej formule spotkania. Rozpoczęło się ono o 16.00 od trwającej niespełna dwie godziny możliwości zadawania pytań. Pierwotne założenia mówiły, że każdy może zadać tylko jedno. Pytań było jednak więcej i często się powtarzały. Potem nastąpiła około półgodzinna przerwa, w trakcie której strona rządowa przygotowywała odpowiedzi. Po wznowieniu premier Tusk przez mniej więcej kwadrans odpowiadał na pytania. Ale natychmiast pojawiały się kolejne. Spotkanie znowu przerwano. – Premier zapowiadał, że wróci, ale nie wrócił – relacjonuje mec. Kownacki. Było już dość późno. Rodziny stwierdziły, że spotkanie należy uznać za zakończone.
Można było ugrać więcej
Głównym tematem wieczoru było pytanie, czy można było przyjąć inną podstawę prawną badania katastrofy – taką, która dałaby Polsce większe możliwości dojścia do prawdy. – Rosjanom nie można ufać, bo są sędziami we własnej sprawie. Samolot był rosyjski, jego remont był w Rosji, rosyjskie było lotnisko i jego obsługa – wyjaśnia Jerzy Mamontowicz. Według relacji mec. Kownackiego, premier Tusk odpowiedział na tę kwestię, przyznając, że można było w tej sprawie zawrzeć z Rosją osobną umowę. Rząd się o to jednak nie starał w obawie przed rosyjską reakcją na taki postulat. Mec. Kownackiemu zabrakło odpowiedzi na pytanie, czy te obawy wynikały z jakichś sygnałów płynących ze strony rosyjskiej. Jego zdaniem, pozycja Polski w pierwszych dniach po katastrofie była tak silna, że można było wówczas uzyskać korzystniejsze rozwiązanie. Choć nie byłoby to z pewnością przejęcie śledztwa przez stronę polską.
Czemu nie otwarto trumien?
Premier pytany był także o zakaz otwierania trumien. Minister zdrowia Ewa Kopacz tłumaczyła, że wynikał on z polskiego prawa, które mówi, że zamkniętej trumny nie wolno już otworzyć. Jednak – jak zwraca uwagę mec. Kownacki – inne przepisy sanitarne były traktowane swobodniej. I tak na przykład trumny z ciałami ofiar wystawione były w Pałacu Prezydenckim i na Torwarze, choć zgodnie z prawem powinny być przechowywane w kostnicach. Skoro więc niektóre wymogi traktowano luźno, to dlaczego inne były przestrzegane z całą surowością? Zresztą, można było otworzyć trumny, gdyby zgodził się na to Główny Inspektor Sanitarny albo gdyby zażądała tego prokuratura. Według adwokata, premier dość często zasłaniał się tym, że jest pytany o sprawy, które nie należą do rządu, ale do prokuratury. – Nie zawsze było to słuszne – stwierdził mec. Kownacki, zwracając uwagę, że np. informacje o zamykaniu trumien i dotyczącej tego dokumentacji premier mógł uzyskać od podległych sobie służb konsularnych.
Być może kwestie te zostaną wyjaśnione podczas kolejnego spotkania rodzin smoleńskich z premierem, które zapowiedziano na 11 grudnia, albo na zaplanowanym 2 grudnia spotkaniu rodzin z prokuraturą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała