Nie chodzi bynajmniej o słynne reality show. Mowa o reformie, jaką w Wielkiej Brytanii chcą przeprowadzić konserwatyści. Decydującego o wszystkim Wielkiego Brata (państwo) ma zastąpić obywatelskie Big Society (Wielkie Społeczeństwo). To rewolucja czy wyważanie otwartych drzwi?
David Cameron, lider konserwatystów i od niedawna premier Wielkiej Brytanii, najwyraźniej chce przejść do historii jako największy po Margaret Thatcher reformator na Wyspach. W płomiennym przemówieniu w Liverpoolu zapowiedział, że projekt Big Society będzie największą w brytyjskiej historii redystrybucją władzy i kompetencji. Mówiąc prościej: to, o czym nie muszą decydować znudzeni urzędnicy, powinno przejść w ręce pełnych pasji obywateli miast, miasteczek, wsi, gmin, dzielnic, stowarzyszeń, kół itd. Wielkie Społeczeństwo zamiast Wielkiego Rządu (lub, jak kto woli, Wielkiego Brata) ma zdecentralizować kraj i wyzwolić stłumioną przez biurokrację energię społeczną.
Władza w rękach ludu
– Możecie nazywać to liberalizmem. Możecie nazywać to wolnością. Albo odpowiedzialnością. Ja nazywam to Wielkim Społeczeństwem. Big Society to wielka kulturowa zmiana, gdzie ludzie nie zwracają się ze wszystkim do urzędników – czy to do władz lokalnych, czy to do rządu centralnego – z prośbą o zaradzenie problemom, przed którymi stają, ale przeciwnie, czują się wolni i wystarczająco silni, żeby pomóc sobie i swoim społecznościom – mówił niedawno z pasją David Cameron, przedstawiając w Liverpoolu swój projekt. To właśnie miasto Beatlesów ma być jednym z czterech miejsc, w których będzie przeprowadzony pilotażowy program Big Society. Oprócz Liverpoolu będą to Eden Valley w hrabstwie Umbria, Windsor oraz Sutton, jedna z dzielnic Londynu. W każdym z tych miejsc pojawi się urzędnik, który będzie pomagał wdrażać program w życie.
Co w praktyce ma oznaczać Big Society? Na przykład jeśli w danej gminie mieszkańcy będą chcieli wydłużyć godziny otwarcia biblioteki, muzeum lub innych publicznych instytucji, to oni sami będą o tym decydować, bez konieczności zwracania się do centrali. Podobnie ma być na przykład z transportem publicznym – nadzór nad nim będą mogły przejąć nawet organizacje pozarządowe, jeśli uznają, że lepiej poradzą sobie z zarządzaniem, organizacją pracy i finansami. I tak dalej. W krótkim czasie miałby powstać także Bank Wielkiego Społeczeństwa, który finansowałby całe przedsięwzięcie. Skąd pieniądze? Banki komercyjne miałyby podzielić się zawartością kont, na których od 15 lat nie odnotowano żadnych operacji i których właścicieli banki nie mogą odnaleźć. To, oczywiście, przy założeniu, że banki zechcą podzielić się tymi środkami (według szacunków może to być ok. 400 mln funtów).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina