Dlaczego miejsca wypadku oraz wraku samolotu nie badali polscy biegli? Gdzie są protokoły z sekcji zwłok ofiar katastrofy? I kto zdecydował, że śledztwo będą prowadzili tylko Rosjanie? Bliscy ofiar tragedii mają dużo więcej pytań, na które nie mogą doczekać się odpowiedzi.
Ponad trzy miesiące po smoleńskiej katastrofie, w której obok głowy państwa zginęli ważni urzędnicy i osobistości życia publicznego, nasza wiedza o jej przyczynach i ewentualnych winnych jest w dużej mierze ciągle uzależniona od ustaleń prokuratorów rosyjskich. I, co najbardziej zdumiewające, większość klasy politycznej, a nawet dziennikarzy, przeszła nad tym do porządku dziennego.
Polska bez przywódcy
Stawianiu kłopotliwych pytań i Rosjanom, i polskim władzom przeszkodziła zapewne atmosfera wielkiego „pojednania” polsko-rosyjskiego (której początkowo uległ, co przyznaje bez bicia, również wyżej podpisany). Powtarzano przy tym nieustannie, że pozostawienie dochodzenia Rosjanom wymaga art. 13. konwencji chicagowskiej, który mówi, że w przypadku katastrofy lotniczej przyczyny wyjaśnia kraj, w którym doszło do zdarzenia. Z tym, że konwencja mówi o lotach cywilnych, a tu mamy do czynienia nie tylko z katastrofą samolotu wojskowego (a więc państwowego), ale przede wszystkim ze śmiercią polskiego prezydenta, najważniejszych urzędników, intelektualistów i całej generalicji. Po drugie konwencja mówi tylko o badaniu przez komisję, a nie o śledztwie prokuratorskim. Mało tego – w 1993 r. Polska i Rosja podpisały umowę o wspólnym wyjaśnianiu tego typu wypadków. Pierwsza depesza prezydenta Miedwiediewa do polskiego premiera z 10 kwietnia mówiła o propozycji polsko-rosyjskiego dochodzenia. Jak to możliwe, że premier suwerennego państwa nie zadbał o stworzenie podstawy prawnej do wspólnej pracy polskiej i rosyjskiej prokuratury? Zamiast tego wypowiedział słowa, które nigdy nie powinny paść z ust przywódcy państwa, zwłaszcza w takich okolicznościach: „Mam pełne zaufanie do strony rosyjskiej”. Próbę części posłów, usiłujących nakłonić premiera do wystąpienia do Rosji o przekazanie śledztwa Polsce, uznano za polityczne awanturnictwo.
Śledztwo ograniczone
Dla przypomnienia, formalnie śledztwo prowadzą równolegle: w Rosji rosyjska prokuratura, w Polsce Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Prowadzone są również badania przyczyn technicznych katastrofy: w Rosji robi to Międzypaństwowa Komisja Lotnicza (MAK), a w Polsce Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP). Ta ostatnia podlega ministrowi spraw wewnętrznych i administracji Jerzemu Millerowi, a jej przedstawicielem przy rosyjskiej MAK w Moskwie jest Edmund Klich. Znamienne są słowa, jakie przed komisją infrastruktury wypowiedział właśnie E. Klich: „Wiedziałem, że może być problem prawny. Dlaczego? Dlatego, że samolot (…) był samolotem lotnictwa państwowego. Załoga była wojskowa. W związku z tym dotyczy to lotnictwa państwowego, którego nie obejmuje załącznik 13. do konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym”. Klich opowiada, że w drodze do Warszawy dostał telefon od Aleksieja Morozowa z MAK, który sam zaproponował, żeby wypadek wyjaśnić na podstawie art. 13. konwencji chicagowskiej. Bez wcześniejszych ustaleń międzyrządowych!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina