Jeśli dojdzie kiedyś do rozpadu UE, to m.in. z powodu niektórych działań Parlamentu Europejskiego.
Europie nie mogło przydarzyć się nic lepszego niż integracja. Pomysł, by pojednać poraniony wojną kontynent, wypływał nie tylko z chrześcijańskich przekonań ojców założycieli Wspólnot Europejskich, ale również z racjonalnej oceny doświadczeń historycznych i trzeźwej kalkulacji ekonomicznej. To się po prostu opłaca. Dzisiaj, niestety, trzeba powiedzieć, że Unii Europejskiej nie mogło przydarzyć się nic gorszego niż obserwowane od kilku lat odśrodkowe próby położenia projektu wspólnej Europy na łopatki. Dzieje się to głównie na forum Parlamentu Europejskiego.
Znak firmowy PE
Autorami tej dekonstrukcji nie są wcale tzw. eurosceptycy, tylko coraz mniej racjonalna europejska lewica, próbująca przedefiniować najbardziej podstawowe pojęcia i zbudować nową tożsamość europejską na bazie tzw. niedyskryminacji (w praktyce polegającej na promocji homoseksualizmu) oraz tzw. praw reprodukcyjnych (wzywając nachalnie do powszechnej legalizacji aborcji). Instytucją najchętniej wykorzystywaną do tej swoistej rewolucji jest właśnie Parlament Europejski.
Przyjęte przez europosłów w lutym tego roku sprawozdanie, zawierające wezwanie krajów członkowskich, by ułatwiły kobietom dostęp do aborcji i antykoncepcji, jest kolejnym etapem regularnej walki na tym polu. To nie tylko stawianie świata na głowie i przekraczanie swoich kompetencji przez Parlament (Unia nie posiada – teoretycznie – wpływu na prawodawstwo krajowe w tych kwestiach). To również nadużycie zaufania, jakie w Unii położyło wielu obywateli. – Katolicy od początku byli podstawą procesu jednoczenia kontynentu. Dziś mają coraz mniej powodów do popierania integracji, która się na nich wypina – mówi „Gościowi” Konrad Szymański, europoseł PiS.
– Szczególną „zasługą” Parlamentu jest dodawanie do każdej możliwej rezolucji praw gejów i prawa do aborcji – przyznaje eurodeputowany. To on w 2007 roku, w czasie debaty nad tzw. homofobią w Europie, powiedział, że nie ma żadnego powodu, by Parlament Europejski zajmował się takimi sprawami, poza jednym: „PE daje się wodzić za nos ekstremistycznej grupie posłów, których drażni każde słowo polemiki z postulatami lub postawami homoseksualnymi. Tak łatwe uleganie tej homoseksualnej cenzurze staje się znakiem firmowym naszego zgromadzenia. Zapewniam, że nie dodaje to nam powagi”.
Prawdziwi Europejczycy
Powagi nie dodała Parlamentowi rezolucja z lipca 2002 roku, w której wezwano kraje kandydujące do UE (w tym Polskę) do legalizacji aborcji. Wielu zwolennikom integracji z Unią zapaliła się wtedy czerwona lampka. Wprawdzie formalnie nieustannie powtarzano – zgodnie z prawdą – że UE nie ma kompetencji w sprawach krajowego prawa dotyczącego ochrony życia i rodziny, ale trzeba było być wyjątkowo ślepym, by nie dostrzec, że pewna grupa w sprytny sposób wykorzystuje dostępne środki, aby promować swoją ideologię. Pojęcia praw człowieka i niedyskryminacji stały się, o ironio, nośnikami apeli o legalizację aborcji (tzw. prawa reprodukcyjne) i uznanie związków homoseksualnych. Stała się to na tyle regularna i natrętna praktyka, iż można było odnieść wrażenie, że te kwestie wyznaczają standardy bycia „Europejczykiem” lub „eurosceptykiem”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina