Jemen nawet w świecie arabskim kojarzy się egzotycznie, dziwnie i zaściankowo. My nie wiemy o tym kraju prawie nic.
Znajomi Egipcjanie pukali się w głowę, gdy my – mieszkający w Kairze Europejczycy – planowaliśmy wycieczkę do Jemenu. „Po co? Chcecie lecieć jakimś starym samolotem do biedy, miast zamykanych na klucze (od 1962 r. już nie), z mnóstwem naćpanych facetów wsiadających ze sztyletem u pasa do autobusu?” Właśnie dlatego chcieliśmy.
Niespokojna okolica
Do swojego pustynnego i suchego Półwyspu Arabskiego Jemen jest jakby odwrócony plecami wysokich gór i pustyni. Patrzy raczej ku morzu, opadając zielonymi tarasami, pokrytymi siecią miast i lekko otumaniony najbardziej na świecie bodaj rozpowszechnionym użyciem substancji halucynogennych – rośliny qat. (40 proc. wszystkich upraw). A za morzem nic wesołego: Somalia, kraj nie kraj, od 1991 r. buzujący wojną domową. Nie weselej jest w Zatoce Adeńskiej, przecinanej łodziami z nielegalnymi imigrantami, którzy w biednym Jemenie szukają życia lepszego, niż mieli w jeszcze biedniejszej Somalii.
Za plecami Jemen ma bogatą i ortodoksyjnie islamską Arabię Saudyjską.
Jemeńczycy masowo wyjeżdżają do pracy u zasobnego sąsiada. Niektórzy, jak ojciec Osamy bin Ladena, zrobili tam karierę „od pucybuta do milionera”. Saudyjczycy przyjeżdżają do Jemenu na tanie wakacje, a ostatnio przez granicę zagląda tu i armia saudyjska pomagająca zwalczać rebelię rodu al-Huthi, która od 2004 r. wywołała już 5–6 mikrowojen domowych. W Jemenie i jego pobliżu nie jest więc spokojnie. Ale proroctwa, że Jemen staje się kandydatem na następny Afganistan czy Irak spełnią się tylko wtedy, gdy Zachód, a szczególnie USA, zaczną „walkę z terroryzmem” w Jemenie traktować z równą nonszalancją jak wcześniej nad Eufratem czy w górach Hindukuszu
Trzy choroby
Można powiedzieć, że Jemen zjadają trzy niezależne choroby: terroryści – islamiści, separatyści z południa i rebelia al-Huthi w prowincji Sa’ada na północy. Silne są struktury plemienne, które tradycyjnie w wielu rejonach cieszyły się dużą autonomią od państwa. Plemiona z trudem adaptują się do nowej dla siebie sytuacji, gdy sieć posterunków sił bezpieczeństwa, szkół i kontrolowanych przez władze meczetów próbuje coraz głębiej infiltrować ich tereny. Odcięta górami, dolinami i brakiem dróg stolica była do niedawna miejscem niemal abstrakcyjnym. Gdy władza centralna wkracza na róg domu, a czasem przekupuje, by ją np. poprzeć w wyborach, plemiona próbują się dostosowywać do nowej sytuacji wedle sobie znanego kodeksu zachowań.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu