Sejmowa komisja ds. afery hazardowej raczej prawdy nie odkryje. Może jednak doprowadzić do osłabienia PO. A nawet spowodować upadek rządu Donalda Tuska.
Już dawno żadna sprawa nie wzbudzała tak dużego zainteresowania opinii publicznej, jak powołanie sejmowej komisji śledczej ds. afery hazardowej. I nie chodzi o szczególne predyspozycje sejmowych komisji śledczych do odkrywania prawdy, bo z siedmiu powołanych po 1989 r. żadnej się to nie udało. Polacy zdają sobie sprawę, że obrady komisji, badającej korupcyjne związki prominentnych polityków PO z biznesmenami z branży hazardowej, mogą wywołać polityczną burzę, która doprowadzi do poważnego osłabienia Platformy, czy nawet upadku rządu Donalda Tuska.
Polityczno-medialny show
Wyobraźmy sobie obrady komisji ds. afery hazardowej, w czasie których poseł PiS przesłuchuje premiera Tuska. Poseł jest świetnie przygotowany, zalewa premiera gradem merytorycznych pytań, więc prowadzący obrady nie ma powodów, aby przerwać przesłuchanie. Premier odpowiada pewnie, bez zająknięcia, obszernie, choć często kluczy, ale też naciera. W pewnym momencie dociekliwość posła zaczyna go drażnić, traci cierpliwość, w końcu po jakimś zbyt osobistym pytaniu krzyczy na posła: „jest pan zerem!”.
Takie słowa wypowiedział w 2003 r. premier Leszek Miller do przesłuchującego go posła PiS Zbigniewa Ziobry. Gafa Millera była jednym z elementów ciągu kompromitujących dla lewicy spraw, które ujawniły przesłuchania komisji śledczej w sprawie afery Rywina. I choć prace tej komisji nie doprowadziły do postawienia przed sądem „grupy trzymającej władzę”, a skazany został tylko Lew Rywin, jednak lewica straciła poparcie społeczne. I do dziś nie może go odzyskać. Kiedy w październiku 2001 r. Leszek Miller obejmował władzę, SLD cieszył się ponad 40-procentowym poparciem. Gdy podawał swój gabinet do dymisji w maju 2004 r., poparcie to wynosiło tylko 11 proc. i na takim mniej więcej poziomie utrzymuje się do dziś. Powodem był niewątpliwie polityczno-medialny show, jaki zaserwowali nam posłowie opozycji, Z. Ziobro z PiS i J. Rokita z PO, którzy swoją dociekliwością bezlitośnie obnażyli słabości lewicy. Biorąc pod uwagę publiczne funkcjonowanie premiera Tuska, trudno sobie wyobrazić, aby stracił głowę jak Miller, ale niczego nie można wykluczyć. PO zdaje sobie też sprawę, że przesłuchiwanie jej czołowych polityków w kontekście korupcyjnym na oczach całej Polski będzie uderzało w wizerunek partii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński