Muammar Kaddafi rządzi Libią od 40 lat. Większość obywateli tego młodego społeczeństwa nie zna innych rządów.
Wedle legendy, w połowie IV w. przed Chrystusem, Grecy i Rzymianie postanowili podzielić tereny Libii między sobą. W tym celu z Kartaginy (obecna Tunezja) na zachodzie ruszyła para rzymskich biegaczy. Z Cyreny na wschodzie obecnej Libii ruszyli naprzeciw nim Grecy. W miejscu spotkania sztafet miano wytyczyć granicę. Biegacze spotkali się w miejscu, gdzie obecnie znajduje się libijski port naftowy Ras Lanuf. Grecy oskarżyli swoich rzymskich konkurentów (braci Fileni) o oszustwo. Rzymianom dano do wyboru: ustąpić Grekom lub zostać pogrzebanymi żywcem. Honorowi Rzymianie wybrali męczeńską śmierć.
„Król królów” z namiotu
Mit o braciach Fileni skwapliwie podchwycił Mussolini, dla którego w okresie międzywojennym włoska kolonia w Libii była pożywką dla rojeń o odbudowie Imperium Rzymskiego. Dlatego w Ras Lanuf włoscy żołnierze wznieśli łuk triumfalny. Zaklęci w brązie bracia patrzyli odtąd z tego symbolicznego środka kolonii w kierunku jej dwóch podstawowych części składowych: Trypolitanii na zachodzie i Cyrenajki na wschodzie. To, co dla Włochów było symbolem ekspansji i „zbierania” Imperium, czymś zupełnie innym było dla młodego rewolucjonisty, który urodził się jako koczownik w namiocie na nieodległej od Ras Lanuf pustyni. Muammar Kaddafi przyszedł na świat w 1942 r., kiedy alianci usuwali stąd resztki stawiających jeszcze opór jednostek włoskich i niemieckich (Afrika Korps gen. Rommla).
Mówimy Libia – myślimy Kaddafi, mówimy Kaddafi – myślimy Libia. A właściwie Wielka Arabska Libijska Dżamahirija Ludowo-Socjalistyczna. Terminu dżamahirija w większości języków świata nie próbuje się nawet tłumaczyć. Trudno to zrobić i w języku polskim. Dżumhur po arabsku oznacza „tłum” lub „zgromadzenie”. Dżamahir to liczba mnoga, dżamahirija to nazwa systemu rzekomej demokracji bezpośredniej, której teorię wieszczy Zielona Książeczka pułkownika Muammara Kaddafiego, a praktyka jest podobno wdrażana w życie bez przerwy od 40 już lat.
Podobnie myśli wielu spośród 6 milionów obywateli Libii, którzy – a to młode społeczeństwo – nawet nie znają innych rządów. Obchody libijskiego 1 września najbardziej spektakularny przebieg miały w stolicy i innych wielkich miastach na wąskim pasku gęściej zaludnionego wybrzeża. Wiele zachodnich mediów relacjonowało je szerzej niż nasze uroczystości na Westerplatte (Libia zajmuje 11. miejsce na liście krajów z największymi rezerwami ropy naftowej). Od kilku tygodni trwają kroczące obchody 40. rocznicy w pustynnym wnętrzu kraju. Pułkownik odwiedza kolejne prowincje (a właściwie sza’bije – od sz’ab „lud”, bo w Dżamahirii wszystko musi nazywać się po swojemu), a obywatele składają mu wiernopoddańcze hołdy. Przy okazji odbywają się przecięcia wstęg i uroczyste przekazania do użytku osiedli, szkół czy dróg.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu