Świadkowie Najpierw w lutym 1940 r. wysiedlono całą moją rodzinę z Poznania do Generalnej Guberni. Wypędzono nas z domu w nocy, tak jak staliśmy, do Mielca, kwaterując siedem sporych rodzin w jednej szkolnej sali. Stamtąd trafiliśmy do Warszawy.
Dwa lata później gestapo, po okrutnych torturach, zabiło mi pierwszego brata. Młodszy, wiele razy ranny żołnierz AK (walczył w powstaniu warszawskim, ochraniał siedzibę sztabu Bora-Komorowskiego), zmarł z powodu odłamków w płucach. Ja z rodzicami przeszłam obóz w Pruszkowie, trafiłam 9 sierpnia do Auschwitz.
Ojca wywieziono do obozu Mauthausen, zmarł w 1952 r. Mama – zaraz po uwolnieniu z niemieckiego obozu. Z pięcioosobowej rodziny żyję dziś ja jedna. Szlag mnie trafia, gdy słyszę o „wypędzonych” Niemcach.
Czemu tak głośno upominają się o swoje krzywdy, zapominając, że to oni byli stroną krzywdzącą? Wśród moich znajomych jest wielu takich, którymi dziś – z powodu wojny – nie może się zająć nikt z bliskich. Nie mają nikogo, bo wojna zabrała im wszystko…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
mówi Maria Gniatczyk, środowisko byłych więźniów politycznych hitlerowskiego obozu zagłady Bergen-Belsen