W stolicy Rwandy nie ma ulicznych handlarzy i żebraków. Do nieba pną się domy ze szkła, a ulicami jeżdżą drogie samochody. Kigali jest propagandową wizytówką kraju.
Przystojny mężczyzna trzyma w ramionach śpiącego malucha. Obok modli się elegancka kobieta z gromadką dzieci. Do sanktuarium w Kibeho przyjeżdżają, by dziękować za ocalone życie. W tym miejscu Matka Boża przestrzegała, że jeśli Rwandyjczycy się nie nawrócą, dojdzie do ludobójstwa. Tu w 1994 r. popłynęły rzeki krwi, gdy bandy z plemienia Hutu zaczęły mordować swoich, zupełnie niewinnych, sąsiadów z plemienia Tutsi. Masakra trwała sto dni. W całym kraju zginęło ponad milion osób.
Przypominają o tym mauzolea rozsiane po całej Rwandzie. Są usytuowane przy głównych drogach, monumentalne. Napisy na fioletowym żałobnym kirze mówią o tragedii Tutsich i potrzebie pojednania. Nie mówią, że mordowani byli także Hutu. Mężczyzna, którego spotykam w Kibeho, nie powinien ze mną rozmawiać. Jest świadkiem wydarzeń, których oficjalnie nigdy nie było. Był oficerem pilnującym porządku w jednym z obozów dla uchodźców. Kilkanaście miesięcy po ludobójstwie z tego obozu „zniknęły” tysiące Hutu. Kontrola z ONZ zobaczyła tylko uprzątnięty plac, po przetrzymywanych ludziach nie było śladu.
Krótka lekcja historii Rwandy
Z Memorial Centre rozciąga się widok na Kigali. Nowoczesne biurowce, apartamentowce i hotele stopniowo zajmują miejsce ubogich domów. Przy drogach rośnie zadbana trawa i kolorowe kwiaty. Troska Rwandyjczyków o otoczenie domu została zadekretowana odpowiednim rozporządzeniem. Tak samo jak porządne buty. Za chodzenie boso lub w powszechnych na peryferiach plastikowych klapkach w Kigali można zapłacić mandat. Także narodowe centrum pamięci tonie w zieleni. Próbuję się dowiedzieć, czy widoczne przez okno w mogile trumny to tylko symbol, czy zawierają ludzkie prochy. Spotykam
Rwandyjki i grupę Amerykanów. Centrum oferuje za darmo usługi francusko- i angielskojęzycznego przewodnika. Muszę schować aparat. Grzecznie, ale zdecydowanie zostaję poinformowana, że na robienie zdjęć do publikacji powinnam mieć zgodę ministerstwa spraw wewnętrznych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego