Moglibyśmy pomóc dzieciom pozbawionym rodzin, a zarazem zaoszczędzić wiele milionów złotych rocznie. Niestety, projekt ustawy, która by to umożliwiała, wylądował w rządowej zamrażarce.
Chodzi o ustawę o pieczy zastępczej, która miała stworzyć warunki zachęcające do zakładania nowych rodzinnych domów dziecka i pomóc tym, które już istnieją. Chodziło także o wsparcie rodzin zastępczych. Planowano wprowadzenie zapisu, który od 2010 r. zakazywałby umieszczania w domach dziecka dzieci poniżej 7. roku życia, a od roku 2015 – poniżej 10. roku życia. Miało to prowadzić do ograniczenia liczby dzieci wychowujących się w dużych domach dziecka. – W tym roku ustawa na pewno nie wejdzie w życie – mówi rzecznik Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej Bożena Diaby. Prace nad projektem, którego założenia zostały już przyjęte przez Komitet Stały Rady Ministrów w końcu września ub. roku, zostały wstrzymane ze względu na wysokie koszty jego wprowadzenia. – Trudno powiedzieć, kiedy ten projekt powróci – przyznaje pani rzecznik.
Kosztem dzieci
Ewa Blacha z Rudy Śląskiej od 28 lat prowadzi wraz z mężem rodzinny dom dziecka. Gdy pani Ewa słyszy, że ustawowe plany wsparcia rodzinnych form opieki nad dziećmi zostały zahamowane, macha tylko ręką. – Tak było zawsze: oszczędzają kosztem dzieci – wzdycha. Ona akurat ma prawo tak powiedzieć, bo trudno zarzucić jej, że oszczędzała na swych wychowankach. Jak była Pierwsza Komunia Święta, to było i uroczyste przyjęcie, i prezenty. Wszystko po to, żeby jej podopieczni nie odczuli, że są inni od rówieśników, wychowujących się w rodzinach naturalnych. Ci spośród jej wychowanków, którzy są już dorośli, mają co najmniej średnie wykształcenie. Pięcioro ukończyło wyższe studia, m.in. geofizykę i matematykę. Jeden jest dziś architektem.
Żeby się dostać na te studia, musiał pobierać prywatne lekcje rysunku. Dodaje, że nigdy nie wykręcała się od płacenia składek na komitet rodzicielski tylko dlatego, że prowadziła rodzinny dom dziecka. W ten sposób zapobiegała wytworzeniu się w jej dzieciach postawy roszczeniowej, tak charakterystycznej dla dzieci z dużych domów dziecka. Efekt? Żadne z jej dzieci nie jest klientem opieki społecznej! Dorośli już wychowankowie pracują, nie wyciągają ręki po pomoc, a jeszcze sami pomagają innym. Dlatego Ewa Blacha ma prawo powiedzieć, że pieniądze publiczne, jakie dostaje jej rodzina – czyli wynagrodzenie jej i męża, pokrycie wydatków na media oraz dokładnie 559 zł i 98 gr na każde z dzieci – to za mało. Nowa ustawa miała przyznać rodzinom zastępczym i rodzinnym domom dziecka więcej pieniędzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała