Jak się pierwszy raz trzyma dziecko na rękach, to można góry przenosić – mówi Katarzyna Juroszek (na zdjęciu z Karinką i Franiem), która razem z mężem Franciszkiem adoptowała dwójkę dzieci.
A Katarzyna wie, co mówi, używając tej metafory, bo mieszka w górach, w Jaworzynce. To prawie koniec świata, tzw. trójstyk granic – polskiej, słowackiej i czeskiej. Jechaliśmy tam w prawdziwej śnieżnej zamieci. Jaworzynka liczy 3130 mieszkańców. Wśród nich od 7 listopada 2006 jest Karinka, a od 20 marca 2008 – Franuś. – To imię daliśmy mu po tacie i po dziadku – tłumaczy mama.
Dom się doczekał
Kiedy Franciszek Juroszek zaczął wznosić dom, w którym mieszkają, jeszcze nie byli małżeństwem. Ale już się znali. Sam, budowlaniec, dobrze wszystko obmyślił – pokój dla gości z kominkiem, pokoiki dla dzieci. Od początku planowali, że będzie ich kilkoro. Kasia miała piątkę rodzeństwa, Franek – czwórkę, a oboje – kilkanaście ciotek i wujków. Ale pojawiły się problemy z zajściem Kasi w ciążę. Najgorsze były powroty do pięknego, pustego domu. Jeszcze bardziej czuli, że jest tam tyle miejsca dla dzieci. – Na rodzinnych imprezach spotykaliśmy tyle dzieciaków, tylko my byliśmy ciągle sami – wspomina Kasia. Dziś, kiedy Franek senior przez przypadek potrąca Patrycję, porzuconą lalkę Karinki, słychać jej gaworzenie. Zabawki „odzywają” się też w rączkach rozbawionych Karinki i Frania. Cały dom gra ich głosami.
Złota rybka Karinki
Niespełna 3-letnia Karinka przerywa zabawę, bierze mnie za rękę i nie znoszącym sprzeciwu tonem zachęca: „pani, chodź”. Prowadzi do swojego pokoiku, gdzie ze ścian śmieją się bohaterowie „Kubusia Puchatka”, a potem do wspólnej sypialni. Pokazuje stojące pośrodku łóżko rodziców, po lewej – swoje mniejsze, a z drugiej strony całkiem małe z siatką. – Tu śpi Franuś – wyjaśnia. Przed zaśnięciem rodzice opowiadają jej ulubioną „Bajkę o rybaku i złotej rybce”. – Każdy ma swoją wersję – śmieje się mama. Franek słucha ich jednym uchem, bo do snu wystarczy mu butelka z mlekiem. Karinka lubi rysować, tańczyć do góralskiej muzyki, tak jak mama, która występowała w zespole „Istebna”, słuchać bajek i… rozmawiać. – Jaka jest mama? – pytam ją. – Szczęśliwa – odpowiada z tajemniczym uśmiechem. – A tata? – Duży… – A Franuś? – Malutki … – mówi. – A co mówisz tatowi? – podpytuje mama. – Bo ona jest „tatowa”. – Kocham cię – mała ściska ojca za szyję. Rozmawiamy o zwierzętach, których dawno dzieciaki nie widziały, bo nie wychodziły na dwór z powodu halnego. – Babcia Janka ma krówkę, świnkę – wylicza Karinka. – My konika – pokazuje konia na biegunach. – A na balkonie „ćwir-ćwir” – biegnie do okna, za którym widać karmnik dla wróbli i sikorek. Wszędzie towarzyszy jej ponadroczny Franuś. – To są po prostu nasze dzieci – mówi mama. – W ogóle człowiek się nie zastanawia, że to nie ja rodziłam.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych