Przez Polskę kolejny raz przetacza się dyskusja o finansowaniu partii politycznych. Jej temperatura jest dość wysoka. Nic w tym dziwnego, skoro w grę wchodzą jednocześnie i władza, i pieniądze.
Platforma Obywatelska złożyła w Sejmie projekt zawieszenia w tym i przyszłym roku finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Uzasadnieniem takiego kroku jest konieczność wprowadzenia cięć budżetowych, wymuszonych światowym kryzysem gospodarczym. Wszystkie pozostałe partie zaprotestowały. Na tym tle doszło do konfliktu w koalicji rządzącej. A wielu zwykłych Polaków dopiero teraz zaczęło się zastanawiać, jak to jest z tymi pieniędzmi dla partii politycznych.
Jak to jest u nas...
Polskie partie polityczne mogą przyjmować pieniądze od osób prywatnych, ale nie od obcokrajowców, nie w formie zbiórek publicznych i tylko do wysokości jednego minimalnego wynagrodzenia za pracę rocznie (jeśli jest to wpłata na Fundusz Wyborczy, to do wysokości 15-krotności minimalnego wynagrodzenia rocznie). Nie wolno im natomiast przyjmować środków od osób prawnych, czyli np. firm, fundacji czy stowarzyszeń. Partie mogą też uzyskiwać dochody ze swego majątku (np. z obrotu obligacjami), ale prowadzenie przez nie działalności gospodarczej ograniczone jest do minimum.
Partie finansowane są z budżetu państwa, jeśli w wyborach do Sejmu uzyskają co najmniej 3 proc. głosów. Próg ten podniesiony jest do 6 proc., jeśli partia startowała do wyborów w koalicji z innymi ugrupowaniami. Wysokość subwencji zależy od poparcia, jakie partia uzyskała w wyborach. Subwencja nie jest jednak wprost proporcjonalna do liczby głosów oddanych na poszczególne partie. To znaczy, że partie, które dostały więcej głosów, dostają w sumie więcej pieniędzy, ale jeden oddany na nie głos przynosi im średnio mniej pieniędzy niż głos oddany na partie o mniejszym poparciu w wyborach. Obecnie pula przeznaczona do podziału między polskie partie wynosi około 100 mln zł rocznie. Tort ten został w zeszłym roku podzielony w następujący sposób: PO – blisko 38 mln zł, PiS – 35,5 mln zł, PSL – 14,2 mln zł, SLD – 13,5 mln zł, SdPl – ok. 3,3 mln zł i Partia Demokratyczna – ok. 2,2 mln zł.
… a jak w USA?
Jednym z możliwych jest model amerykański. Od 1974 r. działa tam mechanizm dotowania kampanii wyborczych ze środków publicznych. Przy rocznym rozliczeniu podatku dochodowego od osób fizycznych Amerykanie mogą zadeklarować, że 3 dolary z tej daniny nie trafią do fiskusa, ale do wybranej partii politycznej. W praktyce działa to tak, że przy rozliczeniu podatku za 2006 r. z możliwości przekazania 3 dolarów na partię polityczną skorzystało zaledwie 11 proc. podatników. Powstały w ten sposób fundusz nie jest szczególnie imponujący w porównaniu z sumami, jakie udaje się zgromadzić partyjnym skarbnikom od sponsorów. (Jest to krytykowane, ale poszczególne firmy sponsorują czasem zarówno demokratów, jak i republikanów, by zyskać przychylność władzy, niezależnie od tego, z której strony sceny politycznej będzie ona pochodzić).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała