Dzieci zmieniają klimat?

Człowiek niszczy przyrodę, więc wyeliminujmy człowieka. Niektórzy obrońcy przyrody idą w swoich opiniach stanowczo za daleko.

O tym, że nasza działalność bywa destrukcyjna, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wystarczy znaleźć się w okolicy koksowni, huty czy elektrowni węglowej. Działalność tych zakładów i wielu, wielu innych w sposób pośredni lub bezpośredni wynika z naszego zapotrzebowania na energię i dobra materialne.

Niebezpieczny skrót myślowy
Ludzie jeżdżą samochodami, budują domy i… jedzą. Bywa, że niektóre z tych fabryk zatruwają środowisko. Jakie jest wyjście? Można by pomyśleć, że najlepiej opracowywać i wprowadzać nowe technologie. Uczyć się żyć tak, by pozostawiany po nas ślad był jak najmniejszy. Można by pomyśleć… nie wszyscy jednak tak myślą. Jeszcze 20–30 lat temu bardzo popularne były poglądy, że po roku 2000 Ziemia będzie tak przeludniona, że życie na niej stanie się w zasadzie niemożliwe. Wzywano do ograniczania liczby dzieci, do kontroli urodzeń. Przewidywania demograficzne, jak wiele innych, nie sprawdziły się.

Nastała jednak era mówienia o globalnym ociepleniu. I znowu – tym razem w kontekście emisji CO2 – wzywa się do ograniczeń w posiadaniu potomstwa. No bo skoro człowiek potrzebuje energii, a energia oznacza emisję CO2, człowiek jest winny ocieplaniu się atmosfery. Jaka rada? Stosować takie technologie, które nie zwiększają emisji? Nie. Trzeba wyeliminować człowieka, a środowisko uzdrowi się samo. Niestety, to nie żart. To bardzo niebezpieczny skrót myślowy. Niebezpieczny, bo z pozoru logiczny i trafiający do ludzkich serc. W końcu kto by chciał zostać zmyty przez fale wezbranych wskutek ocieplenia oceanów? W całej dyskusji fałszywe są nie tylko wnioski, ale przede wszystkim założenia wstępne. Szacowanie wzrostu populacji ludzkiej nigdy się nie sprawdzało. Klimat nieraz ocieplał się bez jakiegokolwiek udziału człowieka (także wtedy, gdy w ogóle na Ziemi go nie było), a destrukcyjna działalność człowieka nie ma nic wspólnego z ilością ludzi, tylko z nadmiernie konsumpcyjnym stylem życia niektórych społeczeństw i nieefektywnymi technologiami, które nagminnie są stosowane.

Niebezpieczne także czyny
Można by pomyśleć, że powyższe wnioski czy słowa nie mogą być wprowadzone w czyn. Przecież nikt nie będzie strzelał do ludzi, żeby zmniejszyć populację Ziemian. Strzelał może nie, ale… szef brytyjskiej Partii Zielonych, szef rządowej komisji ds. ekologii, Jonathon Porrit powiedział, że powinno się wprowadzić prawne limity na ilość rodzonych dzieci. Wzrost populacji ma być zahamowany także przez dotowanie aborcji (ta miałaby być nie tylko dozwolona, ale także refundowana) i antykoncepcji. Co więcej, jeżeli w kasie państwowej zabrakłoby na to pieniędzy, lepiej – jak radzi Porrit – zrezygnować z leczenia starszych niż z regulacji urodzeń. Ile, zdaniem Porrita, powinien wynosić limit? Maksymalnie dwójka dzieci na rodzinę. – Ci, którzy mają więcej, są nieodpowiedzialni – twierdzi szef brytyjskich Zielonych.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Tomasz Rożek