Ikea nie jest tak prorodzinna, jak mi się wydawało, kiedy kupowałem tam swą kanapę, meblościankę i torbę.
Szwedzki producent i sprzedawca mebli oraz artykułów wnętrzarskich co kwartał rozsyła swoim klientom pisemko, które jest skrzyżowaniem katalogu produktów z firmową gazetką. Jego zimowy numer otwiera okładka z hasłem: „Nowe modele wspólnego życia? 12 portretów rodzinnych”. Nieco dalej czytam: „Życie rodzinne się zmienia (...) Witamy w nowych czasach...”. Kolejne strony to przykłady, wskazujące, co mają na myśli ludzie z Ikei, kiedy mówią, że życie rodzinne się zmienia. Wśród przygotowanych przez nich portretów rodzinnych znalazł się także portret Iana i Steve’a – mieszkających razem mężczyzn, deklarujących, że „nie planują dzieci”. Takie oświadczenie nie miałoby, moim zdaniem, sensu, gdyby Ian i Steve byli dla siebie wyłącznie braćmi, kuzynami czy kolegami. „Rodzina to... dwie bratnie dusze” – piszą autorzy gazetki, dając do zrozumienia, że akceptują pogląd, że para osób tej samej płci to też rodzina, która może planować dzieci albo nie.
Oswoić i zalegalizować
Publikacja Ikei budzi sprzeciwy, bo zrównuje związek homoseksualny z rodziną, opartą na małżeństwie jednej kobiety i jednego mężczyzny. To (zamierzona czy nie) promocja związków homoseksualnych, która w dodatku zbiegła się w czasie z galą „Gali”, podczas której ogłoszono, że najpiękniejszą parę roku stanowi zdeklarowana para homoseksualna – Tomasz Raczek i Mariusz Szczygielski. (A pokazała to telewizja publiczna, która korzysta z pieniędzy z obowiązkowego abonamentu). Pojawiły się też informacje o planach wydania po polsku angielskiej bajki dla dzieci o „rodzinie” pingwinów, której bohaterami są dwa pingwiny – „tatusiowie” i ich (?) synek. Co trzeba zrobić, żeby zalegalizować coś, co budzi społeczny opór? Najpierw trzeba przeprowadzić kampanię społeczną, która oswoi z kontrowersyjnymi postawami, a następnie zbuduje dla nich społeczne poparcie. Zdaje się, że mamy właśnie do czynienia z próbą oswajania Polaków ze związkami homoseksualnymi. Można się spodziewać, że z czasem zaczną się pojawiać żądania ich legalizacji i prawa do adopcji dzieci.
Co to komu szkodzi?
Współżycie homoseksualne jest grzechem. Dlatego nie zasługuje na promocję. Pomyłką byłoby jednak sprowadzanie problemu do stwierdzenia, że promocja związków homoseksualnych to robienie na złość Kościołowi. – W państwach, w których pary homoseksualne zostały zupełnie oswojone społecznie, gdzie doszło do legalizacji konkubinatów homoseksualnych, spada ilość zawierania małżeństw, a wzrasta ilość rozwodów – stwierdził Tomasz Terlikowski, powołując się m.in. na książkę wybitnej amerykańskiej intelektualistki prof. Gertrude Himmelfarb („Jeden naród, dwie kultury”). Inaczej mówiąc: promowanie związków homoseksualnych to podkopywanie zasad, na których opiera się nasza cywilizacja. Media informują o protestach, które Polacy kierują pod adresem Ikei. Czy ich zdanie popierają tylko katoliccy i konserwatywni oszołomi? Chyba nie, bo podczas niedawnego referendum w Kalifornii obywatele tego stanu opowiedzieli się za poprawką do konstytucji stanowej, która określa małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny i blokuje w ten sposób legalizację związków homoseksualnych. A skoro takie poglądy dominują w zlaicyzowanej i lewicowej Kalifornii (i w 29 innych amerykańskich stanach), to o ileż więcej przeciwników promocji takich związków znajdziemy w Polsce. Krótko mówiąc: nie dajmy sobie wmówić, że większość Polaków zgadza się z tym, że para homoseksualna to też rodzina.
Nie dla każdego coś miłego
W pierwszej chwili pomyślałem, że publikacja w magazynie Ikei to tylko sposób na zagospodarowanie jakiejś niszy rynkowej. Że chodzi tylko o to, żeby w Ikei było dla każdego coś miłego. I żeby każdy zostawił w jej kasach trochę pieniędzy. Ale przypomniałem sobie o tekście, który ukazał się we wcześniejszym, jesiennym numerze jej pisma. Ukazał się w nim wywiad z młodą Hiszpanką, która na pytanie: „W który z dziecięcych przesądów ciągle wierzysz?” odpowiada: „Nadal wierzę w Boże Narodzenie!”. Gdyby Ikea rzeczywiście działała na zasadzie: „Dla każdego coś miłego”, to nie publikowałaby bezkrytycznie opinii, sprowadzającej jeden z najważniejszych dogmatów chrześcijańskich do poziomu irracjonalnego lęku przed czarną wołgą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała