Środowiska gejowskie nie ukrywają, że ich celem jest także prawo do adopcji dzieci. Organizacje homoseksualne organizują Festiwal Tęczowych Rodzin. Krzywisz się z niesmakiem? Pewnie jesteś z Marsa.
Od 22 do 26 października Warszawa przeżywa kolejny etap edukacji prowadzonej wytrwale przez środowiska homoseksualne. Już nie wystarczy akcja „niech nas zobaczą”. To już część Polaków sobie przyswoiła. Teraz dochodzi lekcja „niech nas zobaczą z dziećmi”. „Świat jest różnorodny. Różnorodne są też rodziny. Nie wszystkie rodziny składają się jednak z mamy, taty i dziecka. Są rodziny złożone z samej mamy i dziecka, samego taty i dziecka, dwóch mam i dzieci, dwóch tatusiów i dziecka, dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet…” – piszą organizatorzy kilkudniowego maratonu tolerancji. Gry, zabawy, filmy, porady prawne „jak tworzyć homorodziny”, spotkania z dziećmi i ich dwoma tatusiami lub dwiema mamusiami… Grupa ekstremistów kolejny raz chce nas przekonać, że to my, wrogowie tolerancji, jesteśmy z innej planety.
Tęczowa rodzina, czyli jak skrzywdzić dziecko
Metoda sprawdzona w innych krajach. Musi być przyjemnie, kolorowo (tęczowo), profesjonalnie i koniecznie ze wsparciem dyspozycyjnych autorytetów. W ubiegłym roku głośno było o programie edukacyjnym w holenderskiej telewizji. W Internecie można było zobaczyć fragment tego show. Prezenterka pyta zgromadzone licznie dzieci: „Kto z was przyszedł z tatusiem i mamusią?”. Las rąk. „A może ktoś przyszedł z dwoma tatusiami?” – kilka osób przyznaje się do tęczowej rodziny. A na scenę wchodzi Terence, który zaczyna śpiewać piosenkę o Basie i Diederiku, dwóch tatusiach. Wszyscy włączają się w chwytliwy refren: „Mam dwóch ojców, kto bardziej niż oni zastąpi mi matkę?”. Naprawdę świetna melodia. I dzieci holenderskie bardziej tolerancyjne. Przynajmniej nikt już im nie wmówi, że model ojciec–matka jest jedynym możliwym. To oczywiście nie bierze się znikąd. Od kilkudziesięciu lat środowiska homoseksualne na całym świecie prowadzą konsekwentną kampanię oswajania społeczeństw z rozumianą po swojemu „innością”. Uparte dążenie do celu przynosi owoce: członkiem Komisji Europejskiej nie mógł zostać człowiek, który przyznał, że homoseksualizm jest grzechem. Sam byłem świadkiem w zeszłym roku w Parlamencie Europejskim, jak debata nad rezolucją o homofobii stała się demonstracją poprawności politycznej wielu europosłów. A przysłuchująca się debacie młodzież kręciła głowami z niedowierzaniem, gdy ktoś odważył się mówić, że homoseksualistom trzeba raczej pomóc odnaleźć tożsamość, a nie pogłębiać patologię. Jesteśmy razem w zjednoczonej Europie, pomyślałem, ale w tym momencie mam wrażenie, że żyjemy na różnych planetach.
Tato i tatuś
I to jest cel wszystkich podobnych kampanii, także trwającego obecnie Festiwalu Tęczowych Rodzin: sprowadzić z Marsa na Ziemię wszystkich zacofanych konserwatystów i wrogów tolerancji. Rolę animatorów przyjęła oczywiście Kampania Przeciwko Homofobii Roberta Biedronia oraz niejaka Trans-fuzja – fundacja na rzecz osób transpłciowych. Metody? Ano mamy Tęczowy Puchar 2008, czyli rozgrywki futbolu stołowego (popularne „piłkarzyki” – dodają na swoich stronach organizatorzy). To najbardziej niewinna część imprezy. Ale jest też program dla zaawansowanych, np. warsztaty prawne: „Jak tworzyć homorodziny?”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina