Na toruńskim Starym Mieście tłumy turystów. Mają gotyk na dotyk. Starówka krzyżackiego miasta trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO i została wybrana jednym z siedmiu cudów Polski. Ja pierniczę.
Gotyk na dotyk. To hasło promuje Toruń. – Nie jest to dewiza na wyrost – uśmiecha się Iwona Górzyńska, rodowita torunianka. Rozmawiamy na ubitym piłkarskim boisku. Leje deszcz, więc nie widać dziś amatorów piłki. Na co dzień grają jednak w niecodziennej scenerii. Biegają wśród ognisto-rdzawych murów krzyżackiego Starego Miasta. Tak, jakby rozgrywali mecz wewnątrz gigantycznego muzeum. - Chłopcy, kopiąc piłkę, uderzają nią w sędziwe gotyckie mury. Mają prawdziwy gotyk na dotyk. Ulice miasta od świtu tętnią życiem. Po bruku pamiętającym czasy Mikołaja Kopernika krążą tłumy turystów. Zajadają pierniczki wśród gotyckich murów i fos miejskich, a w knajpkach pod renesansowymi sklepieniami sączą piwo. Spacerują wzdłuż ciągnących się kilometrami murów miejskich, baszt i bram. Mijają ceglany Dom Kopernika, imponujący ratusz i katedrę Świętych Janów z największym polskim dzwonem średniowiecznym.
Miasto miało sporo szczęścia, uniknęło w swej burzliwej historii zniszczeń o totalnym zasięgu. Do dziś zachwyca największy i najlepiej zachowany zespół gotyckiej architektury mieszkalnej w Europie Północnej. Znajdziemy w nim aż 6 zabytków klasy zerowej i 50 klasy pierwszej. „Toruń przepięknymi budowlami i dachami z cegły palonej lśniącymi tak znamienity, że nic mu chyba pięknością, położeniem i blaskiem świetnym dorównać nie zdoła” – cmokał z zachwytu kronikarz Jan Długosz w 1450 r. Niewiele się zmieniło. Może tylko na niektórych średniowiecznych murach przybyły kibolskie graffiti Apatora lub Elany.
Od pieska przez osła do żaby
Maszerujemy krok w krok za szkolną wycieczką. Dzieci mijają pomnik małego, zabawnego pieska, czekającego pod latarnią na swego pana. To hołd, jaki torunianie złożyli zmarłemu przed pięciu laty związanemu z miastem karykaturzyście Zbigniewowi Lengrenowi. Jego obrazkowe historie Filutka znała cała Polska. Rysował je od 1948 roku dla krakowskiego „Przekroju”. Wycieczka maszeruje kilkadziesiąt metrów dalej, w stronę pięknego Dworu Artusa. Dzieci zatrzymują się, by dotknąć kolejnej niezwykłej rzeź-by: maszerującego po bruku osiołka. – Jeśli w dawnych wiekach ktoś coś przeskrobał, musiał za karę siedzieć na podobnej rzeźbie nawet przez kilkanaście godzin.
Nie dość, że to bolesne, bo grzbiet kłapouchego jest zakończony ostrym łukiem, to jeszcze był na widoku całego miasta, a ludzie, widząc ukaranego nieszczęśnika, wybuchali śmiechem - opowiada dzieciom przewodnik. Wycieczka żwawo maszeruje od pieska i osiołka do… żab. To kolejny toruński symbol. Miasto było ogromnym portem flisaków. Nazywano je nawet Królową Wisły. Jedna z najsłynniejszych legend opowiada o flisaku grającym na skrzypcach, któremu udało się w trakcie ogromnej plagi żab wyprowadzić tysiące płazów z miasta. Na jego cześć w 1914 r. postawiono pomnik. Podobno żaby omijają go z daleka. Tuż przy pomniku grającego na skrzypcach flisaka stoi spory kościół. Jego drzwi co chwila otwierają się na oścież. Ludzie nieustannie wchodzą i wychodzą. W samym sercu toruńskiej Starówki w kościele jezuitów trwa wieczna adoracja Najświętszego Sakramentu. Gdy kilkakrotnie odwiedzamy kaplicę, zawsze modli się w niej sporo ludzi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz