Rząd osiągnął "sukces". W 2010 roku nasze wszystkie długi nie przekroczyły 55 % tego wszystkiego, co wypracowaliśmy. Co prawda, konieczne były manipulacje i ręczne sterowanie, ale rząd odetchnął z ulgą. Sytuacja uratowana… do przyszłego roku.
W 2010 roku zapożyczyliśmy się na 80 miliardów złotych. W sumie mamy 771 miliardów 401 milionów 402 tysiące złotych długu. To stan na godzinę 12.50 w piątek 4 lutego. Licznik długu publicznego (np. na stronie internetowej www.dlugpubliczny.org.pl) wiruje tak szybko, że nie sposób zliczyć wszystkich tysięcy, a nawet dziesiątek tysięcy. W czasie czytania tego artykułu nasze zadłużenie wzrośnie o kilkaset tysięcy. Gdyby wszystkie nasze długi rozdzielić pomiędzy polskich obywateli, każdy miałby do spłacenia ponad 20 tysięcy złotych.
Pod koniec 2010 roku długi stanowiły 53 proc. tego, co jako naród wypracowaliśmy. Czy to dużo? Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Są kraje, których dług publiczny jest znacznie większy. Na przykład Niemcy – lokomotywa gospodarcza Unii – mają długu 75–80 procent PKB. To znacznie więcej niż my, ale z drugiej strony nasze długi są bardziej kłopotliwe, obciążające niż długi niemieckie. Z prostego powodu. Oprocentowanie pożyczek dawanych niemieckiej gospodarce jest dużo niższe niż oprocentowanie pieniędzy dla Polski. Dzieje się tak dlatego, że zaufanie do polskiej gospodarki jest dużo mniejsze niż do niemieckiej. Im większe zaufanie, tym mniejsze oprocentowanie, bo ryzyko, że pieniądze nie zostaną oddane, jest mniejsze. Różnice są ogromne. Dziesięcioletnie obligacje skarbowe Niemiec oprocentowane są na poziomie 2,4 proc. Dla Polski na poziomie 5,6 proc.
Odsetki nas zabiją?
Co roku wydajemy więcej, niż zarabiamy. Taka sytuacja może się oczywiście zdarzać, ba, zdarza się całkiem często w budżetach rodzinnych. Nie może jednak trwać wiecznie. Gdy np. w miesiącu, w którym zepsuje się lodówka i trzeba kupić nową, wydamy więcej, niż wynosi nasz dochód, możemy ratować się oszczędnościami (nadwyżkami budżetowymi) albo zaciągnąć dług. Można skorzystać z karty kredytowej, pożyczyć gotówkę od sąsiadki albo po prostu zrobić zakupy na raty (czyli zadłużyć się w banku). W kolejnych miesiącach pieniądze trzeba jednak oddać. Gdy tak się nie dzieje albo – co gorsza – gdy w kolejnych miesiącach znowu mamy wydatki wyższe od przychodów, możemy wpaść w gigantyczne kłopoty. W takich kłopotach jest teraz polska gospodarka. Przez lata nasze długi kumulowały się i cały czas rosły. Od coraz większych kwot musimy też płacić coraz większe odsetki (tzw. koszt obsługi długu). W 2011 roku samych odsetek od zaciągniętych długów zapłacimy prawie 45 mld złotych! Czy uda się utrzymać dług publiczny poniżej 55 proc. PKB? Zdania są podzielone. W 2011 roku będzie to trudniejsze, niż było w 2010. Szybciej niż rośnie polska gospodarka, rosną długi. Co się stanie, gdy przekroczymy 55 proc. PKB? O tym za chwilę. Najpierw wyjaśnijmy, skąd tak duży dług się wziął.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek