Na świńską odmianę grypy zmarło dotychczas kilkanaście osób, i świat oszalał. A wraz z nim giełdy.
Najwięcej tracą firmy lotnicze, bo ludzie boją się podróżować. Za chwilę stracą producenci rolni, bo ludzie będą się bali kupować mięso. Dla gospodarki strach jest jak kataklizm. Nie ma nic gorszego niż wystraszony obywatel. Wtedy zamiast kupować i wydawać, zamyka się w domu, konsumuje energię elektryczną (ogląda telewizję), a w skrajnych przypadkach tak bardzo się boi, że prewencyjnie bierze w pracy urlop. Po prostu horror.
Nikt nie lubi paniki
Właściwie w ogóle nie trzeba słuchać wiadomości. Żeby wiedzieć, co w świecie piszczy, wystarczy analizować giełdę. Zagadka: w ciągu kilku godzin akcje firmy lotniczej Lufthansa staniały o prawie 10 proc., a akcje firmy farmaceutycznej Roche podrożały o ponad 3 proc. Co mogło się wydarzyć? Epidemia. A właściwie nie tyle chodzi o epidemię w sensie dosłownym, obiektywnym, ile raczej o poczucie inwestorów, że za chwilę ludzie przestaną latać i zaczną kupować lekarstwa.
Z obiektywnymi przesłankami nie ma to nic wspólnego. Świńska grypa zabiła dotychczas kilkanaście osób (według WHO 19) na całym świecie. Zwykła grypa zabija rocznie kilkaset tysięcy osób. W USA rocznie z powodu powikłań pogrypowych umiera 35 tys. ludzi. W Polsce około tysiąca. Nie powinny rosnąć ceny akcji firm farmaceutycznych. Na tę nową odmianę grypy nie ma przecież jeszcze szczepionki. Nie do końca uzasadnione są także spadki cen akcji linii lotniczych. Wspólne podróżowanie zabija wiele milionów ludzi na całym świecie. Dlaczego samoloty miałyby się wyludnić akurat teraz? Odpowiedź jest prosta. Zachowaniami ludzi nie rządzi chłodna logika, tylko instynkt i plotka.
I tak jak te postawy w spokojnych czasach są w ukryciu, tak w sytuacjach takich jak poczucie zagrożenia „wypływają” na powierzchnię. To sytuacja nie tyle kłopotliwa, ile wręcz niebezpieczna. Dla wszystkich: dla służb medycznych, dla służb porządkowych, a przede wszystkim dla całej gospodarki. Czy można sobie wyobrazić wyławianie tych naprawdę chorych w sytuacji, w której do szpitala zgłasza się każdy, kto ma lekki katar czy ból gardła? Jeżeli ten poważnie chory znajdzie się w szpitalu, zanim ktokolwiek zdąży się nim zająć, wirusem „nowej” grypy zainfekuje się cała reszta lżej chorych. Brak chłodnej kalkulacji może przyczynić się do zwiększenia zagrożenia, a nie jego wyeliminowania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek