Od kwietnia zbankrutować - w majestacie prawa - może nie tylko firma, ale także prywatna osoba. W życie wchodzi ustawa o upadłości konsumenckiej.
Co to oznacza? Tylko tyle, że osoby, które wpadły w spiralę zadłużenia, mogą liczyć na pomoc państwa. Nowe przepisy nie ułatwią jednak życia kombinatorom. To, że ktoś ogłosi swoje bankructwo, nie oznacza bowiem, że przepadają całe jego długi.
Początek końca
Jan Kowalski. Zdrowy, młody człowiek zaczyna swoją karierę zawodową. Wiedzie mu się dobrze, więc pożycza pieniądze od banku i kupuje dom. Spłaca bez problemu raty. Po kilku latach za kolejny kredyt kupuje samochód. Także z tym radzi sobie świetnie. Pewnego dnia, jadąc do pracy, ma poważny wypadek. Idzie na chorobowe, a później musi przejść długą rehabilitację. Firma, w której dotychczas odnosił sukcesy, pozbywa się go. Z dnia na dzień długi coraz bardziej zaczynają ciążyć.
Szukanie pracy daje rezultaty, ale w czasie długiej rekonwalescencji powypadkowej dług (odsetki) niebezpiecznie urosły. Młody człowiek sprzedaje samochód, ale to tylko chwilowo poprawia jego sytuację. Bez samochodu trudno mu znaleźć dobrą pracę. Dług rośnie i za chwilę okazuje się, że dom Kowalskiego jest mniej wart niż suma zaciągniętych pożyczek. Kowalski spłaca ile może, ale długu jest coraz więcej. To właśnie dla ludzi takich jak on została napisana ustawa o upadłości konsumenckiej.
Syndyk nie komornik
Co więc może zrobić Jan Kowalski? Ogłosić się bankrutem. Pierwszy krok to wizyta w sądzie rejonowym i zapłacenie 200 złotych wpisowego. Tak składa się wniosek o upadłość konsumencką. Sąd dokładnie przyjrzy się sytuacji i jeżeli uzna, że rzeczywiście jest ona zła, przychyli się do wniosku. Warunkiem jest to, że w pułapkę długów Jan wpadł nie ze swojej winy. W tym przypadku ważny może się okazać wypadek samochodowy i zwolnienie z firmy. Gdyby Kowalski zwolnił się sam albo został wyrzucony z powodów dyscyplinarnych sąd na pewno nie zgodziłby się na jego bankructwo.
Po sprawdzeniu, ile Kowalski posiada i ile w sumie jest winien, sąd opracuje indywidualny plan spłaty długów. Sprzedażą jego majątku zajmie się syndyk (a nie komornik!). Kwota w ten sposób uzyskana pójdzie na spłatę zadłużenia. Kowalski nie zostanie jednak bez środków do życia. Z pieniędzy ze sprzedaży swojego majątku dostanie kwotę umożliwiającą mu wynajęcie mieszkania na rok. Resztę długu będzie spłacał według ustalonego przez sąd harmonogramu (zależnego od dochodów i sytuacji rodzinnej) przez 5 lat (maksymalnie 7). Długi, które po tym okresie będą niespłacone, zostają Janowi Kowalskiemu darowane ze stratą dla wierzyciela (np. banku, który udzielił pożyczki). Od tego momentu Jan Kowalski może rozpocząć – dosłownie – nowe życie. Bez nowych przepisów komornik ścigałby go tak długo, aż wszystko byłoby spłacone. W skrajnych przypadkach do końca życia. Przez wspomniany okres 5 lat (maksymalnie 7) bankrut nie może zaciągać nowych długów, nie może też kupować na raty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek