Co robi człowiek, któremu 85 miliardów euro przechodzi koło nosa? Łapie się za głowę i wali nią w mur. Co zrobi polskie państwo, gdy taka suma przepadnie nam wszystkim? Dobre pytanie.
To miał być wielki skok cywilizacyjny. Słynne „yes, yes, yes!” Marcinkiewicza, które wykrzyczał po udanych negocjacjach w Brukseli, rozbudziło spore nadzieje na budowę nowoczesnego państwa. W ciągu kilku lat (2007–2013) Polska powinna dysponować minimum 85 mld euro z funduszy europejskich w połączeniu ze środkami z budżetu państwa. Wszystko na cele rozwojowe – podnoszenie poziomu życia, doganianie reszty Europy z infrastrukturą, tworzenie nowych miejsc pracy itd. Teraz doszła walka ze spowolnieniem gospodarczym i na to też rząd zamierzał przeznaczyć pieniądze, które potencjalnie są w zasięgu ręki. Tymczasem mamy już II kwartał 2009 roku, a fundusze zostały wykorzystane zaledwie w ułamku procenta. Dosłownie.
Dobry start
Całkiem dobrze poradziliśmy sobie ze środkami z funduszy europejskich na lata 2004–2006, czyli świeżo po przyjęciu do Unii Europejskiej. Według raportu Business Centre Club, przyznane środki udało się wykorzystać aż w 92 proc. Oznacza to nie tylko tyle, że zdecydowana większość wniosków o dopłaty została rozpatrzona pozytywnie. Także sam proces ich składania oraz liczba podpisanych umów były dużo bardziej zaawansowane niż obecnie. Udało się także polskiej administracji państwowej otrzymać ponad 6,5 mld euro na pokrycie kosztów wydatków obsługi funduszy (co stanowiło 77 proc. dostępnych środków). Ponieważ okres, w którym można skorzystać z tych środków, został przez Komisję Europejską przedłużony do końca 2009 roku, jest szansa na stuprocentowe wykorzystanie pieniędzy. Problemem może być jednak – paradoksalnie – niski kurs złotego, który sprawia, że niespodziewanie pieniędzy – po przeliczeniu – jest więcej. Po prostu trudno nagle stworzyć dodatkowe projekty, które skorzystałyby z tej nadwyżki.
Noga z gazu
Nieciekawie natomiast zapowiada się realizacja budżetu unijnego na lata 2007–2013. Teoretycznie Polska ma szansę najbardziej na nim skorzystać, bo otrzymaliśmy – potencjalnie – najwięcej środków z funduszy unijnych. Wszystko zależy od przedstawionych projektów. To ostatnia szansa na tak duży zastrzyk finansowy, bo budżet na kolejne lata będzie już bardziej wspierał Bułgarię i Rumunię, które później od nas wstąpiły do UE. Okazuje się jednak, że wartość wypłaconych do tej pory refundacji to zaledwie... 0,25 proc. dostępnych środków (stan z listopada 2008 roku). Jednak nawet jeśli uznać, że to nie te liczby są najważniejszym wskaźnikiem (wypłaty mogą być rozciągnięte w latach), to dramatycznie niska jest liczba podpisanych umów – najbardziej wiarygodny wskaźnik realizacji programów unijnych. Do tej pory podpisano umowy o wartości niespełna 4 proc. dostępnych środków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina