Miłosierdzie na cenzurowanym

Usuwanie z kościołów wizerunków Jezusa Miłosiernego. Zakaz publicznego odmawiania koronki. Kult Bożego Miłosierdzia ma zostać „wyciszony”. To nie wytyczne władz komunistycznych, ale… Stolicy Apostolskiej z lat 50. XX wieku. Dlaczego Kościół przez długi czas miał problem z orędziem przekazanym światu przez siostrę Faustynę?


Tekst pochodzi z wydania „Gościa Extra”, w całości poświęconego św. siostrze Faustynie i miłosierdziu Bożemu. Można go nabyć w sklepie internetowym sklep.gosc.pl.

Dziś wydaje się to nieprawdopodobne, ale kult Bożego Miłosierdzia nie zawsze był w Kościele oczywisty. Przez lata obowiązywał watykański zakaz szerzenia go w wersji przekazanej przez siostrę Faustynę. Dopiero dzięki nieustępliwej walce Karola Wojtyły Kościół uznał nadprzyrodzony charakter objawień polskiej zakonnicy. Czy u źródła tych problemów leżał fakt, że miłosierdzie to oficjalnie najważniejszy, a zarazem w praktyce ciągle najbardziej… „podejrzany” przymiot Boga? Czy może to naturalna – w porządku łaski – droga rozeznawania przez Kościół objawień prywatnych?

Skandal musi być

W roku 1958 wydawało się, że kult Bożego Miłosierdzia na zawsze pozostanie na cenzurowanym. Wszystko za sprawą dokumentu Świętego Oficjum (dawnej Inkwizycji, a dzisiejszej Kongregacji Nauki Wiary), które sprzeciwiało się kultowi proponowanemu przez autorkę „Dzienniczka”. Wpływ na to miały dwie kwestie: błędne – jak się okazało po latach – tłumaczenia na język włoski i francuski pism siostry Faustyny (a często tłumaczenia ich interpretacji) oraz… negatywna opinia naszych biskupów. A dokładnie rzecz ujmując: wyraźna prośba polskiego episkopatu, wystosowana w liście do Świętego Oficjum, by kult Bożego Miłosierdzia „został wyciszony”. Nieznane wcześniej fakty związane z niezwykłą historią „dobijania się” Bożego Miłosierdzia do świadomości Kościoła i świata przedstawiła m.in. Ewa Czaczkowska w książce „Papież, który uwierzył. Jak Karol Wojtyła przekonał Kościół do kultu Bożego Miłosierdzia”. Droga, jaką przeszła weryfikacja orędzia siostry Faustyny, pokazała jedną ważną rzecz: że kłopot z Miłosierdziem, które jest największym przymiotem, imieniem Boga, nie polegał tylko na zawiłych (choć koniecznych) procedurach uznawania autentyczności objawień. Problem tkwi w nas, bo tak naprawdę to, kim Bóg jest w swej istocie, jest skandalem z punktu widzenia logiki tego świata. Logiki, która, jak widać, przeniknęła również do życia Kościoła. Historia kościelnych zmagań z orędziem Miłosierdzia tylko to potwierdziła, choć teoretycznie „wszyscy wiemy”, że prawda o Bożym Miłosierdziu ma umocowanie nie tylko w Nowym, ale również w Starym Testamencie.

Konkurencja dla starych form?

W swojej książce Ewa Czaczkowska znakomicie pokazuje źródła ostrożności czy wręcz niechęci, jaką w kręgach kościelnych wzbudzały objawienia siostry Faustyny. Trzeba wyraźnie podkreślić, że cała ta fascynująca historia potwierdza trzy sprawy: pokorę Boga, który – można by powiedzieć – cierpliwie czeka na decyzję swojego Kościoła, mądrość i ostrożność Kościoła w badaniu takich przypadków oraz prorockie wyczucie i obcowanie świętych, którzy stali się narzędziami do wypromowania Bożego Miłosierdzia – św. Faustyny i św. Jana Pawła II. Nie spotkali się nigdy osobiście. A jednak z perspektywy czasu można powiedzieć, że w przedziwny sposób współpracowali ze sobą w dotarciu do świata z zapomnianą także w Kościele prawdą o miłości miłosiernej Boga. Być może dla polskiego czytelnika szokiem okazały się zawarte w książce informacje, że biskupi polscy bali się rozpowszechnienia kultu Bożego Miłosierdzia z powodu… potencjalnej „konkurencji”, jaką nowa forma pobożności mogła stanowić dla nabożeństwa do Serca Jezusowego. Ksiądz Michał Sopoćko, kierownik duchowy siostry Faustyny, musiał przekonywać kard. Stefana Wyszyńskiego, że jedna pobożność uzupełnia drugą. Ale nie przekonało to większości hierarchów. Nie bez znaczenia dla negatywnej opinii polskiego episkopatu, wysłanej następnie do Rzymu, był również fakt intensywnych przygotowań do obchodów millenium chrztu Polski. Prymas Wyszyński 3 maja 1957 roku na Jasnej Górze rozpoczął dziewięcioletnią Wielką Nowennę, a cały program duszpasterski miał silny rys pobożności maryjnej, „dlatego wprowadzenie nowego rodzaju kultu mogło być postrzegane jako rozpraszanie duchowej i duszpasterskiej energii” – pisze Czaczkowska. „Nie musiało to jednak oznaczać braku wrażliwości na ideę Bożego Miłosierdzia, lecz jedynie wybór duszpasterskich priorytetów” – dodaje. Niemniej w dalszej części książki autorka przyznaje, że na decyzję Świętego Oficjum duży wpływ miał także ostry już sprzeciw arcybiskupa poznańskiego Antoniego Baraniaka. Kwestionował on rozgłaszaną informację o tym, jakoby kard. Hlond był autorem modlitwy o beatyfikację siostry Faustyny. Tymczasem modlitwę miały otrzymać od samego Hlonda siostry ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Arcybiskup Baraniak później pisał też osobiście do kard. Wyszyńskiego, że cofnął imprimatur na wydanie w Polsce książki o siostrze Faustynie.

„Legalizacja” miłosierdzia

To w takim klimacie musiał działać ksiądz, biskup, a później arcybiskup i kardynał Karol Wojtyła, który o Faustynie i jej objawieniach dowiedział się już w czasie II wojny światowej od swojego przyjaciela Andrzeja Deskura, również późniejszego kapłana i kardynała. Można powiedzieć, że to temu duetowi zawdzięczamy dziś powszechność kultu Bożego Miłosierdzia i uznanie objawień oraz świętości siostry Faustyny. Duchownych łączyła nie tylko silna przyjaźń, ale równie silne przekonanie, będące wynikiem duchowej wrażliwości, że orędzie Jezusa zostawione siostrze Faustynie, jest autentyczne i że trzeba zrobić wszystko, by cofnąć zakaz Świętego Oficjum z 1958 roku. Obaj wiedzieli też, iż trzeba działać ostrożnie. Dzięki ks. Deskurowi, który w latach 60. XX wieku był już dobrze obeznanym z watykańskimi realiami dostojnikiem, abp Wojtyła dostał się na rozmowę z kard. Ottavianim, ówczesnym szefem Świętego Oficjum. Przedstawił mu sprawę siostry Faustyny i zapytał, co można zrobić, by udowodnić, że tamta decyzja była oparta na niewłaściwych źródłach (m.in. na tłumaczeniach interpretacji, a nie oryginalnych pism zakonnicy). Ottaviani miał doradzić, by rozpocząć proces informacyjny dotyczący życia i heroiczności cnót Faustyny Kowalskiej. Dziś to po prostu pierwszy etap procesu beatyfikacyjnego na poziomie diecezjalnym. Z rozmowy Wojtyły z Ottavianim wynikało, że jeśli w procesie tym uzna się świętość siostry, to pociągnie to za sobą również uznanie nadprzyrodzonego charakteru jej objawień, a jednocześnie uznanie kultu Miłosierdzia Bożego w formie przez nią przekazanej. Odtąd abp Wojtyła miał dodatkowe wsparcie i motywację. Później był jeszcze nieznany wcześniej list do papieża Pawła VI, w którym kard. Wojtyła rzeczowo i dokładnie przedstawiał historię sporu o siostrę Faustynę i kult Miłosierdzia. W każdym razie faktem jest, że w 1978 roku, pół roku przed wyborem kard. Wojtyły na papieża, notyfikacja z 1958 roku została cofnięta. Kult Bożego Miłosierdzia według wskazań siostry Faustyny stał się legalny.

Miłosierdzie górą

Wszystko, co wydarzyło się potem – encyklika Jana Pawła II o miłosierdziu (Dives in misericordia), beatyfikacja i kanonizacja siostry Faustyny oraz rosnąca liczba pielgrzymujących do sanktuarium w Łagiewnikach – pokazuje prawdę o „przebiciu się” Bożego Miłosierdzia do świadomości i życia Kościoła. Co wcale nie oznacza, że w praktyce przyswoiliśmy sobie tę podstawową prawdę o Bogu w sposób niewymagający ciągłej „aktualizacji”. Przeciwnie: surowość, z jaką traktujemy samych siebie i innych (nawet w dobrej wierze i czasem zgodnie z zasadą sprawiedliwości), nierzadko przesłania nam prawdę większą od naszego i cudzego grzechu. Podświadomie ciągle uzależniamy miłosierdzie Boga od spełnienia przez nas szeregu warunków, a nie przyjmujemy tego, że On po prostu jest Miłosierdziem i … nie potrafi być inny.

Gdy kilka lat temu papież Franciszek ogłaszał Rok Jubileuszowy poświęcony Bożemu Miłosierdziu, można było usłyszeć głosy: a co w tym nowego, Kościół głosi tę prawdę od 2 tysięcy lat, a w ostatnim czasie, za sprawą św. Faustyny i św. Jana Pawła II, jest to praktycznie dominujący temat w nauczaniu. Teoretycznie to prawda. Praktycznie – z miłosierdziem mieliśmy i ciągle mamy problem. Boimy się, że akcentowanie go może przerodzić się w zbyt łatwe rozgrzeszanie. Nam, przywiązanym do pierwszeństwa sądu i sprawiedliwości nad łaską i przebaczeniem, trudno przyjąć, że u Boga kolejność jest odwrotna. – Jeśli jest jakiś opór przed „nadmiernym” celebrowaniem miłosierdzia, to dlatego, że na co dzień robimy wszystko, by niejako wyprzedzić i zastąpić Boga w sądzie nad światem, który On zostawia na koniec czasów, teraz zaś daje czas łaski – mówił mi przed laty ks. Henryk Bolczyk, były moderator generalny Ruchu Światło–Życie.

Dojrzewanie do prawdy

Można chyba śmiało powiedzieć, że Rok Miłosierdzia był jakąś klamrą, kropką nad „i” w drodze, jaką musiało przejść orędzie przekazane siostrze Faustynie przez Jezusa. Rok Miłosierdzia był potrzebny, żebyśmy mogli odkryć w swoim własnym życiu to, co Kościół odkrył ponownie dzięki objawieniom siostry Faustyny i rozeznaniu duchowemu Karola Wojtyły. Franciszek w bulli na ten jubileusz pisał:

Główną belką, na której wspiera się życie Kościoła, jest miłosierdzie (…). Być może przez zbyt długi czas zapomnieliśmy wskazywać i żyć drogą miłosierdzia. Z jednej strony pokusa, która podpowiada, aby brać pod uwagę tylko i zawsze sprawiedliwość, sprawiła, że zapomnieliśmy, iż jest to tylko pierwszy krok, jakkolwiek konieczny i nieodzowny, ale Kościół potrzebuje wznieść się ponad to, aby osiągnąć cel wyższy i o wiele bardziej znaczący. Z drugiej strony ze smutkiem obserwujemy, jak doświadczenie przebaczenia w naszej kulturze staje się coraz rzadsze (…). Nadszedł znowu czas dla Kościoła, aby przyjąć na siebie radosne głoszenie przebaczenia. To jest czas powrotu do tego, co istotne, aby wziąć na siebie słabości i trudności naszych braci.

Pamiętam wystąpienie abp. Grzegorza Rysia, który odpierał zarzuty, że Rok Miłosierdzia „nic nowego” w życie Kościoła nie wniósł: „To, co proponuje papież, to jest pewna nowość. Ja wiem, że Jan Paweł II napisał Dives in misericordia, ja wiem, że była Faustyna i brat Albert… i Pan Jezus. Ale w Misericordiae vultus Franciszek mówi, że Bóg jest Miłosierdziem w odniesieniu do człowieka. I papież nas zaprasza: doświadczmy tego razem w Roku Jubileuszowym, a jak doświadczymy tego, jaki jest Pan Bóg, będziemy wiedzieć, jaki ma być Kościół w relacji do człowieka. Bo jeśli my jako Kościół staniemy obok tej relacji, którą ma Bóg do człowieka, to jaki jest sens naszego bycia Kościołem? W tym widzę Franciszka jako proroka, bo prorok to ktoś, kto rozumie rzeczywistość, w jakiej się znalazł. I jeśli ten papież stwierdza, że w dzisiejszym świecie doświadczenie miłosierdzia jest najrzadszym z możliwych doświadczeń, to antidotum na to jest odkrycie Boga, który jest miłosierdziem. Nie gadanie o tym, tylko przeżycie tego, doświadczenie. Bo ten, kto przeżyje, kim jest Bóg, będzie próbował przekazywać to dalej” – mówił abp Ryś. Droga, jaką przeszło orędzie św. Faustyny Kowalskiej, jest fascynująca. To droga nigdy niezakończonego dojrzewania Kościoła do odkrywania najtrudniejszej, jak się okazuje, prawdy o Bogu.

Miłosierdzie na cenzurowanym   „Gość Extra” - w całości poświęcony św. siostrze Faustynie i miłosierdziu Bożemu.
« 1 »

Jacek Dziedzina