To przedziwne w chrześcijaństwie: będąc ukrytym, zanurzonym w Jego obecności, wywierasz ogromny wpływ na świat, w którym żyjesz.
26.09.2022 07:56 GOSC.PL
Ponieważ nie my dajemy wzrost, nie wiemy, do jakich rozmiarów urośnie dzieło, w którym uczestniczymy. On czeka jedynie na nasze „tak”.
Nie ufaj niesprzyjającym „okolicznościom przyrody”, nie do nich należy ostatnie słowo.
Brat Roger, który ruszył do Francji rowerem i osiadł w zabitej dechami burgundzkiej wiosce jedynie dlatego, że usłyszał lament staruszki: „Jesteśmy tacy samotni, a we wsi nikt nie chce mieszkać, bo zimy są ostre i długie”, nie przypuszczał, że będzie to zaczynem gigantycznych spotkań, na które zjadą setki tysięcy ludzi nucących pod nosem kanony.
Samotny jak palec, zdesperowany Karol de Foucauld wołający: „Ziarno umiera, nie przynosząc owocu. Ja, który tylko potrafię marzyć, niczego w życiu nie osiągnąłem”, nie domyślał się, że tysiące Małych Braci i Sióstr ruszy jego pustynnym śladem.
Podobne doświadczenie miała Matka Teresa z Kalkuty, która mawiała: „To, co robimy, jest tylko kroplą w oceanie, jednak gdyby tej kropli zabrakło, ocean byłby o nią uboższy”. Myślała o kropli i nie sądziła, że zgromadzenie rozrośnie się w tak piorunującym tempie.
W 1905 roku, gdy PPS rozpalał w Królestwie Polskim rewolucję, w Łodzi krwawo tłumiono strajk włókniarzy, Sienkiewicz otrzymywał nagrodę Nobla, Rosjanie kapitulowali w wojnie z Japonią, a Einstein publikował szczególną teorię względności, nieopodal Świnic Warckich urodziła się Helena Kowalska, która po latach nazwie siebie samą „nędzą”. I choć nie zaczyna się jak u Hitchcocka, to właśnie ona miała decydujący wpływ na duchowość milionów katolików.
A Franciszek Blachnicki? Nie spodziewał się, że konsultowana na Srebrnej Górze z o. Piotrem Rostworowskim decyzja o otwarciu oaz na charyzmaty Ducha Świętego wyda tak ogromny owoc. „Całe 44 lata mego życia – notował po latach – były jednym wielkim krzykiem, wołaniem tęsknoty za miłością, za oczyszczeniem. Wiele razy było to wołanie głośne wśród łez”.
To przedziwne w chrześcijaństwie (kolejna rzecz na wspak logice tego świata): będąc w miejscu ukrytym, wywierasz ogromny wpływ na otaczającą cię rzeczywistość. Nie musisz stać na podium, w świetle reflektorów, na scenie. Będą zanurzonym w Jego obecności wywierasz realny wpływ na świat, w którym żyjesz.
„Imponują nam zazwyczaj rzeczy okazałe i widowiskowe. Tymczasem życie święte ukryte jest w głębinach” – notował Abraham Joshua Heschel.
Im bardziej jesteś w Nim ukryty, tym większy wpływ wywierasz na otaczającą Cię rzeczywistość. Nosisz w sobie Tego, który nie zna słowa „niemożliwe”.
„Współczesny świat jest pomyślany tak, aby pozbawić cię czasu i energii, które mógłbyś poświęcić na przebywanie w ukrytym miejscu. A ukryte miejsce jest twą bramą do tronu – pisze Bob Sorge w „Tajemnicy ukrytego miejsca” – Kiedy już będziemy umieli przebywać w ukrytym miejscu Najwyższego, zbliżymy się do klucza prawdziwej królewskiej obfitości. Ci, których decyzje są podejmowane na podstawie zewnętrznych czynników, stają się termometrami społeczeństwa: ich życie odzwierciedla siły naturalne kształtujące ich przeznaczenie. Ale ci, którzy podejmują decyzje na podstawie tego, co widzą w Bogu, stają się termostatami społeczeństwa: wpływają na otaczający świat siłą, która bierze się z wprowadzania w życie otrzymanych od Pana inicjatyw”.
Przeglądam osobiste notatki Jana Pawła II. Drobniutkim maczkiem na kartkach kalendarza 5 marca 1979 zapisał: „Chrystus żyje w nas. Bardziej od formuł dogmatycznych ważne jest doświadczenie; obcowanie z Tym, który w nas żyje w sposób najbardziej rzeczywisty. To Jego życie w nas, przebywanie, obcowanie jest siłą jest źródłem świadectwa, które przemawia wobec wszystkich odmian ateizmu, sekularyzmu i «śmierci Boga»”.
Marcin Jakimowicz