Korea Płd. wciąż prowadzi z Japonią spory o odszkodowania za okupację w czasach II wojny światowej. Południowokoreański sąd najwyższy ma wkrótce podjąć ostateczną decyzję w sprawie zajęcia aktywów japońskich firm na poczet odszkodowań dla ofiar pracy przymusowej.
"Jeśli ktoś został pokrzywdzony przez wojny czy rządy kolonialne, jego straty powinny być wyrównane. Szczególnie w dzisiejszych społeczeństwach demokratycznych rządy nie powinny odrzucać takich roszczeń od ludzi. Jest jednak wiele sposobów, by je zaspokoić" - ocenił w rozmowie z PAP politolog z japońskiego Uniwersytetu w Kobe prof. Kan Kimura.
Według niego sprawy tego rodzaju powinny być rozwiązywane na drodze międzynarodowego arbitrażu, ale oba kraje nie kwapią się do powołania odpowiedniej komisji arbitrażowej, ponieważ boją się, że tam przegrają.
Japonia, która w drugiej II wojnie światowej sprzymierzona była z nazistowskimi Niemcami, okupowała Półwysep Koreański w latach 1910-1945. Wielu Koreańczyków zmuszano do niewolniczej pracy w japońskich firmach, a według niektórych szacunków nawet 200 tys. kobiet wykorzystywano seksualnie w sieci japońskich wojskowych domów publicznych.
Część żyjących ofiar przemocy seksualnej, nazywanych eufemistycznie "pocieszycielkami", domaga się zadośćuczynienia i przeprosin od rządu w Tokio. Ofiary pracy przymusowej wytaczały natomiast procesy o odszkodowania istniejącym do dziś japońskim firmom.
W jednej z takich spraw sąd najwyższy Korei Płd. orzekł w 2018 roku, że japoński koncern Mitsubishi Heavy Industries musi wypłacić odszkodowania Koreańczykom zmuszanym do niewolniczej pracy. Firma odmówiła, więc sąd niższej instancji wydał nakaz zajęcia i sprzedaży na poczet odszkodowań części jej aktywów w Korei Płd. o wartości 500 mln wonów (376 tys. USD).
Mistubishi wniósł apelację do sądu najwyższego. Ostatecznej decyzji spodziewano się w sierpniu, ale wciąż nie została ogłoszona. Podobne procedury toczą się również przeciwko firmie Nippon Steel, a władze Japonii ostrzegają, że konfiskata aktywów byłaby przekroczeniem "czerwonej linii".
Japońskie firmy i rząd w Tokio twierdzą, że sprawa odszkodowań została "całkowicie i ostatecznie" zamknięta przez japońsko-południowokoreańskie porozumienie z 1965 roku o normalizacji stosunków dwustronnych. Władze w Seulu oceniają natomiast, że umowa nie dotyczyła prywatnych pozwów, a jedynie roszczeń na szczeblu państwowym.
"Byli żołnierze armii cesarskiej, pracownicy przymusowi i pocieszycielki byli mobilizowani przez Japonię na wojnę. Jest bardzo naturalne, by ich uszanować. Myślę, że powinniśmy coś dla nich zrobić" - ocenia Kimura.
Według niego jedną z możliwości jest wypłata formalnych reparacji i odszkodowań przez państwo, ale nie jest to jedyna droga. Japonia mogłaby też przekazać środki określane inaczej, a będące de facto odszkodowaniami, nawet jeśli nie zmuszałoby jej do tego prawo. Ofiarom może zapłacić również rząd Korei Południowej ze środków otrzymanych wcześniej od Japonii, jako że złożył w przeszłości taką obietnicę.
W ramach traktatu z 1965 roku Japonia przekazała Korei Płd. 500 mln dolarów w grantach i nisko oprocentowanych pożyczkach, których użyto m.in. do budowy infrastruktury i zakładów przemysłowych. Kimura podkreśla jednak, że porozumienie zawarto pod presją USA, które chciały zgody pomiędzy swoimi sojusznikami w czasie eskalującej wojny w Wietnamie. Seul poczynił pod presją duże ustępstwa, a Tokio chętnie się zgodziło.
"W 1961 roku prezydent John F. Kennedy zadzwonił osobno do Parka Czung Hee, przywódcy puczu w Korei Płd., oraz do premiera Japonii Hayato Ikedy, i naciskał na negocjacje () Korea Południowa znacznie zmniejszyła kwotę i odstąpiła od określania tych pieniędzy jako +odszkodowania+, zgadzając się na +pomoc gospodarczą+" - ocenia Kimura.
"Japoński rząd nigdy nie chciał uznać żadnych prawnych zobowiązań za rządy kolonialne, więc odstąpienie Korei Południowej od tych wysiłków było dla niego wielkim ratunkiem" - dodaje badacz.
Jego zdaniem z prawnego punktu widzenia rządy nie mogą zmusić obywateli do zrzeczenia się odszkodowań. W umowie sprawa została więc "zamknięta dyplomatycznie", co oznacza, że Seul przyjął na siebie obowiązek wypłaty odszkodowań. Później faktycznie przekazywał je ofiarom w latach 70. XX wieku i na początku XXI wieku, ale "wypłaty nie były wystarczające i - co ważniejsze - niektóre ofiary chciały dostać odszkodowania bezpośrednio od japońskiego rządu i firm" - ocenia Kimura.
Według niego traktaty należy respektować, ale też podchodzić do nich elastycznie, by pomagać ofiarom. Umowy można renegocjować, ale to otworzyłoby tylko drogę do niekończących się rokowań, bo oba kraje w odmienny sposób interpretują prawo międzynarodowe i kolonializm. "Potrzebujemy więc pomocy strony trzeciej w społeczności międzynarodowej. Z tego powodu lepiej byłoby uruchomić radę arbitrażową albo zwrócić się do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości" - konkluduje japoński badacz.