Podstawowym problemem europejskiej polityki zagranicznej jest to, że w przeszłości była ona funkcją przede wszystkim niemieckiej polityki handlowej - ocenia w analizie opublikowanej w środę brukselski think-tank Eurointelligence. Komentuje w ten sposób żądania Berlina zniesienia jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE.
Pod koniec sierpnia w przemówieniu wygłoszonym na Uniwersytecie Karola w Pradze kanclerz Niemiec Olaf Scholz zaproponował zlikwidowanie jednomyślności w głosowaniach dotyczących polityki zagranicznej w Radzie UE. "Z niemieckiego punktu widzenia problemem UE nie są brudne interesy Niemiec z Rosją i Chinami, ale fakt, że małe kraje mogą zawetować decyzje dotyczące polityki zagranicznej" - zwraca uwagę wywiadownia gospodarcza.
"Nadzieje (Niemiec) na odejście od zasady jednomyślności w głosowaniach nad polityką zagraniczną zostały rozwiane we wtorek na posiedzeniu Rady ds. Ogólnych. Czeska prezydencja w Radzie dyskretnie wysondowała stanowiska krajów i otrzymała jasną odpowiedź, że wiele z nich nie chce rezygnować z prawa weta, ponieważ potrzebują go, aby bronić się przed Niemcami. +Nie+ Węgier było do przewidzenia. Ale Irlandia również powiedziała nie, ponieważ - jej zdaniem - jest to niemądre odwracanie uwagi od pilniejszych działań, które są teraz niezbędne. Austria też jest na nie. (...) Tylko pięć krajów w pełni poparło inicjatywę Scholza: Francja, Włochy, Holandia, Dania i Szwecja" - relacjonuje Eurointelligence.
"Nie jest to zaskoczenie. Podstawowym problemem europejskiej polityki zagranicznej jest to, że w przeszłości kierowała się ona przede wszystkim niemiecką polityką handlową. To, co Scholz powinien był zrobić, zamiast stawiać żądania innym, to ogłosić odejście w niemieckiej polityce zagranicznej od modelu neomerkantylistycznego. A potem szukać sojuszników dla nowego kierunku. Nie chodzi o to, co UE może zrobić dla Niemiec, ale o to, co Niemcy mogą zrobić dla UE" - sugeruje think-tank.
Jego zdaniem, nie stało się tak ze względu na sposób, w jaki Niemcy definiują debatę.
"W tej debacie problemem z Nord Stream 2 nie jest sam rurociąg ani zależność, którą stworzył. Problem sprowadzany jest do winy Władimira Putina. Któż mógł przewidzieć, że zaatakuje on inny kraj?" - ironizuje Eurointelligence.
Zwraca też uwagę, że kolejną debatą, która nigdy nie odbyła się w Niemczech, a dotyczy wpływu dużej i trwałej nadwyżki na rachunku obrotów bieżących na politykę zagraniczną.
"Nie można być jednocześnie neomerkantylistą i obrońcą praw człowieka. Utrzymywanie się takich nadwyżek wymaga brudnych układów z dyktatorami w innych krajach. Tematem dyskusji, której Niemcy i UE potrzebują, powinien być interes europejskiej polityki zagranicznej. Czy naszą naczelną zasadą jest poszanowanie demokracji i praw człowieka? Czy ma zapobiegać nierównowadze geopolitycznej? A może nadal utożsamiamy nasze interesy z interesami BASF i VW? W Europie nie ma konsensusu w tej sprawie. Nie zaczynajmy więc od głosowania kwalifikowaną większością" - konkluduje think-tank.
Aktualizujemy na bieżąco: Nasza relacja z wojny na Ukrainie