Ileż razy szedłem na spotkanie z mocnym postanowieniem: „To ostatni raz! Nie nadaję się!”. Jak dobrze rozumiałem słowa Badeniego: „Raczej nie zostanę świętym, bo mnie ludzie denerwują”.
09.09.2022 13:11 GOSC.PL
Czasami bywa ostro, jak na derbach Śląska. Nie lubię takich sytuacji, mam wówczas ochotę zwiać, ale po ponad trzydziestu latach modlitwy we wspólnocie wiem, że są konieczne. Wspólnota jest z natury konfliktogenna i… ma taka być. Powiem więcej: paradoksalnie, z osobami, z którymi się ostro ściąłem („straty: dwóch zabitych i trzech ciężko przestraszonych”) mam lepsze, silniejsze relacje. Poznaliśmy się jak łyse konie, nie dajemy się nabrać na pobożnie złożone rączki, doskonale wiemy, na co nas stać, i dzięki temu potrafimy sobie przebaczać.
Ze wspólnotą jest trochę jak z kamieniami w rzece. Ostre, chropowate, pełne zadziorności, obijane przez inne, pchane przez wartki nurt rzeki stają się idealnie obłe.
Z dnia na dzień jestem coraz mocniej przekonany, że On wybiera tych, którzy zarzekają się: „Nie nadaje się!”. Czytam o początkach kultu Bożego miłosierdzia i zdumiewa mnie duchowa ciemność, w jakiej poruszał się błogosławiony ks. Michał Sopoćko. Jak rozbrajająco brzmi jego wyznanie, że namalowanie obrazu Bożego Miłosierdzia zlecił… „wiedziony bardziej ciekawością, jaki to będzie obraz, niż wiarą w prawdziwość widzeń siostry Faustyny”.
A sama Faustyna? W Wilnie pracowała w ogrodzie, choć kompletnie się na tym nie znała. Została ogrodniczką w duchu posłuszeństwa. „Pan Jezus mi pobłogosławi, choć nie umiem” – zwierzała się.
„Jak radzicie sobie z czterema milionami pielgrzymów rocznie? – zapytałem na Jasnej Górze o. Michała Legana. – „Czy ja wiem, czy sobie radzimy? Jesteśmy trochę jak słudzy w Kanie. Dostali po ludzku irracjonalne, bezsensowne zadanie: w środku wesela mieli przynieść wodę. Ich posłuszeństwo zostało jednak nagrodzone. Mógł się wydarzyć cud. Więc my, paulini, nosimy wodę. I wierzymy, że Bóg zrobi resztę”.
„Duch Święty uczy cię kochać twoją małość. Jeśli spróbujesz wziąć Ewangelię na serio, to wcześniej czy później dojdziesz do punktu, w którym staniesz oko w oko z własną nędzą – pisał w znakomitej książce „Słyszysz szum wiatru?” karmelita Wilfrid Stinissen. – Odkryjesz, że jest w tobie więcej mroków, niż przypuszczałeś. Poczujesz się niezdolny do spełnienia wzniosłych celów, które stawia przed tobą Ewangelia. Doświadczysz, że nie jesteś w stanie wzbudzić w sobie siły woli, że twoje możliwości nie wystarczają. Kto odmawia bycia słabym, ten nie otrzyma też mocy Bożej. Moc bowiem w słabości się doskonali”.
Marcin Jakimowicz