O błogosławionych męczennikach z Poznania, ich życiu, bliskości, a także mało znanych faktach, z okazji 80. rocznicy ich śmierci opowiada salezjanin ks. Krzysztof Jaskólski.
Małgorzata Gajos: Jacy byli chłopcy z Piątki Poznańskiej?
Ks. Krzysztof Jaskólski SDB: Chłopcy z Piątki Poznańskiej byli tak naprawdę zwyczajni, uczyli się, bawili, zakochiwali, modlili, angażowali dla innych. Życie kilku z nich nie było usłane różami. Właściwie każdy z nich na swój sposób zmagał się z jakimiś trudnościami, przeciwnościami.
Niby zwyczajni, a jednak błogosławieni. Różnili się czymś od rówieśników?
Myślę, że nie odznaczali się wśród swoich rówieśników, ale także młodszych kolegów czymś takim, że już wtedy miano ich za świętych czy błogosławionych. Tak jak patrzę na życiorysy, na ile wniknąłem w historii ich życia, to owszem byli to chłopcy bardzo zaangażowani, tacy poczciwi, ale myślę, że nikt za ich czasów nie myślał o wynoszeniu ich na ołtarze. Mieli swoje humory, mieli swoje wady, tak jak już powiedziałem, mieli trudności w życiu. Jednak ta zwykła, prosta codzienność była przeniknięta Panem Bogiem i to pokazuje mi, że oni są takim świetnym przykładem na to, jak myśl księdza Bosko „uczciwy obywatel i dobry chrześcijanin” była aktualna w tych czasach i z całą pewnością jest aktualna także dzisiaj.
Co ich połączyło?
Chłopców połączyło głównie oratorium na Wronieckiej w Poznaniu, ale podejrzewam, że mogli znać się po prostu z okolicy. Generalnie mieszkali bardzo blisko siebie w jednej dzielnicy.
Co ich łączy na poziomie duchowym?
Na poziomie duchowym łączy ich na pewno głęboka przyjaźń. Trzeba jednak powiedzieć, że nie jest tak, że ich pięciu było tak samo mocno ze sobą nawzajem związanych. Oczywiście darzyli się wielką przyjaźnią, natomiast każdy z nich był inny, więc też te relacje były zupełnie inne między nimi. Ale myślę, że to były naprawdę takie głębokie przyjaźnie. To, że mogli na sobie polegać, co świetnie widać w więzieniu, na przykład pamiętali o sobie, o swoich imieninach, o tym żeby złożyć sobie życzenia świąteczne. Zachowały się w naszym archiwum we Wrocławiu takie właśnie kartki oraz bożonarodzeniowe, które chłopcy w ramach więzienia przekazywali sobie. Jestem naprawdę ciekaw, jak im się to udawało, ale nie wiem.
Dlaczego zdecydowałeś się napisać o nich pracę magisterską?
Kiedy zastanawiałem się nad tematem pracy, dosłownie kilka miesięcy wcześniej wyszła książka pani Małgorzaty Tadrzak-Mazurek, która właśnie spojrzała na chłopaków tak bardzo po ludzku, tak bardzo zwyczajnie. Ta ich świętość w codzienności mnie zafascynowała, a taką wartością dodaną było to, że oni chodzili po tych samych ulicach, po których ja chodziłem, oglądali te same budynki, które ja oglądałem, poruszali się w tych obszarach miasta, w których ja się poruszałem za czasów swojej wczesnej młodości, bo sam pochodzę z Poznania.
Który chłopców jest ci najbliższy?
Najbliższy wydaje mi się dziadzia Eda Kaźmierski, ponieważ widzę wiele cech jego charakteru w moim charakterze. Nasze historie życia, pewne wyzwania, przed którymi Eda stawał i przed którymi ja stawałem, są podobne. Mocno się w nich odnajduję.
O czym często może się nie mówi w przypadku Piątki?
Rzecz, o której może w przypadku Piątki się nie mówi tak powszechnie to ich nauka. Pisząc pracę starałem się właśnie odtworzyć ten bardzo ważny dla młodego człowieka etap życia, jakim jest szkoła, nauka, zdobywanie wiedzy, umiejętności, ale także ocen, nie ukrywajmy tego. Udało mi się dotrzeć do niektórych z ich świadectw, szczególnie tutaj pomocne było dla mnie archiwum zakładu salezjańskiego w Oświęcimiu, do którego uczęszczał Edek Klinik. Także pozostałych oceny gdzieś udało się zdobyć.
Aż rodzi się pytanie, czy byli prymusami?
Powiedzmy to otwarcie, nie byli to jacyś intelektualiści dbający o to, żeby na ich świadectwach były same najwyższe noty. Powiedziałbym, że byli to chłopcy tacy przeciętni, ewentualnie lekko powyżej przeciętnej, natomiast orłami naukowymi nie wydaje się mi, aby byli. To jest takie ciekawe i to jest takie piękne, że w dobie dzisiaj kiedy mamy między szkołami, między klasami i między poszczególnymi uczniami w klasach, taki trochę wyścig szczurów, kto więcej dyplomów, kto lepszą średnią, kto więcej punktów do stypendium zdobędzie i tak dalej. Oni pokazują, że tak naprawdę nie o cyferki na świadectwie tutaj chodzi, tylko o coś znacznie głębszego, coś bogatszego. O to, żeby zadbać o swoje wnętrze, o relacje z Panem Bogiem, o relacje z drugim człowiekiem i żeby być po prostu człowiekiem szlachetnym.
Skąd w nich takie przywiązanie do Maryi?
O przywiązaniu Piątki Poznańskiej do Maryi odpowiedziałbym bardzo prosto. Wychowali się w oratorium salezjańskim. Ksiądz Bosko bardzo swoje życie i swoje dzieło zawierzył Wspomożycielce, to przejęli jego duchowi synowie, my salezjanie, i jestem o tym przekonany, że salezjanie dwudziestolecia międzywojennego w Poznaniu proponowali młodym właśnie nabożeństwo do Wspomożycielki. Zresztą myślę sam fakt, że kościół na Wronieckiej jest pod wezwaniem Maryi Wspomożycielki Wiernych, w głównym ołtarzu znajduje się Jej obraz, jest również istotnym rysem tej duchowości maryjnej w oratorium i w konsekwencji w życiu błogosławionej Piątki. Oni po prostu swoje młodzieńcze lata kształtowali się w atmosferze maryjnej.
Eda pisał dziennik, chłopcy grypsy, listy, jaki obraz się z nich wyłania?
To pytanie brzmi, jakbyś dokładnie przeczytała moją pracę magisterską (śmiech). Nie patrzymy na piątkę pod kątem tego, że to jest Piątka Poznańska, że to jest pięciu błogosławionych wychowanków Oratorium salezjańskiego w Poznaniu, ale musimy pamiętać, mówię to z całą odpowiedzialnością, musimy pamiętać o tym, że to było pięciu bardzo sobie bliskich, ale jednak różnych, niekiedy bardzo różnych ludzi. Gdy chodzi o ich sytuację więzienną to rzeczywiście z listów więziennych można dostrzec taką jedną linię. Nazwałbym to wiarą w to, że Pan Bóg jest z nimi, że ich nie opuścił, że nie opuści ich rodzin i że oni zdają się całkowicie na Jego wolę, że Mu ufają, że ich poprowadzi. To jest to, co na pewno łączy ich drogę więzienną, listy, grypsy więzienne.
Na koniec, jaki obraz wyłania się z dziennika Edy, który dodajmy pisał szyfrem?
Rzeczywiście pamiętniki Edyty Kaźmierskiego są fantastycznym i cennym materiałem. żeby go poznać. Szczególnie, że oryginał Eda pisał prawie codziennie, rzadko miał jakieś takie dłuższe przerwy w zapisywaniu swoich przemyśleń, wydarzeń swojego życia. Przede wszystkim Eda w swoim dzienniku jest bardzo szczery i widać, że jest to chłopak, który nie jest obojętny, który przeżywa, jest żywo zainteresowany tym, co dzieje się w nim i tym, co dzieje się wokół niego. To jak analizuje swoje zakochanie, swoje miłości, to jak burzy się na niektóre sytuacje, z którymi się nie zgadza. To jak interesuje się sportem. Jak zapisuje wszystkie sztuki przedstawienia, w których brał udział, czy których był widzem, a więc chłopak, który z wielkim zaangażowaniem przeżywa swoją młodość, nie marnuje czasu. Właściwie to życie chce czerpać pełnymi garściami. Taki według mnie Eda jest w swoich dziennikach.
Małgorzata Gajos