Kilka godzin przed wtorkowym atakiem na krymskie lotnisko stacjonowało na nim ponad 20, wysokiej klasy samolotów wojskowych.
Wtorkowy atak na rosyjską bazę na Krymie dla Rosjan był potężnym wstrząsem. Po raz pierwszy od początku wojny zaatakowane zostały na taką skalę cele, znajdujące się w głębi kontrolowanego przez Rosję terytorium, po raz pierwszy też atak miał miejsca tak daleko od terenów kontrolowanych przez Ukrainę (ponad 200 km). Choć Rosjanie utrzymują, że doszło do wypadku i przypadkowego wybuchu, a Ukraińcy również nie przyznają się oficjalnie do przeprowadzenia ataku, analiza zdjęć satelitarnych wskazuje, że doszło do precyzyjnego ostrzału. Wybuchy wywołały też falę paniki, wśród Rosjan wypoczywających na krymskich plażach - tuż po ataku tysiące z nich postanowiło przerwać urlop i wrócić do domu, przez co na wiele godzin zakorkował się most krymski nad cieśniną kerczeńską. Wcześniej władze Federacji Rosyjskiej zachęcały do spędzania urlopu na "bezpiecznym Krymie".
Rosjanie nie podają oficjalnie strat, jakie ponieśli we wtorkowych eksplozjach. Dzięki zdjęciom satelitarnym wiadomo, że na kilka godzin przed atakiem na lotnisku znajdowało się ponad 20 wysokiej klasy samolotów wojskowych. Były to przeważnie myśliwce Su-30SM i samoloty zwiadowcze Su-24MR, a także jeden ciężki samolot transportowy Ił-76 i kilka śmigłowców. Ile były warte? Według szacunków ukraińskiego wydania "Forbesa" koszt utraconych samolotów to dla Rosji kwota rzędu 650-850 mln dolarów. Samoloty te były wykorzystywane do ataków na terytorium Ukrainy.
Eksperci spekulują, że atak na rosyjską bazę w Nowofedoriwce mógł zostać przeprowadzony z systemu HIMARS rakietą ATACMS o zasięgu 300 km, których Ukraina oficjalnie od Amerykanów nie otrzymała, ataku ukraińską rakietą przeciwokrętową Neptun albo amerykańską Harpoon. Mniej prawdopodobną wersją jest dywersja. Ze względu na sekwencję wybuchów i rozmieszczenie miejsc eksplozji specjaliści wykluczają rosyjską wersję o przypadkowych wybuchach w składzie paliwa lotniczego.
wt /Forbes