Aleksander Kwaśniewski w czasie wizyty na Ukrainie był pijany albo zmęczony – doniosły media. Nie wiem, nie byłem, widziałem w telewizji, a wiadomo, telewizja kłamie, więc trudno ferować wyroki.
Żyłbym pewnie do dzisiaj w niepewności, ale były prezydent bez obciachu się przyznał. Na konwencji LiD, po wydarzeniach w Kijowie, Kwaśniewski został namaszczony na premiera (jak lewica wygra).
Czy coś mówiono o problemach alkoholowych? A jakżeby:
– Marek Borowski (były marszałek Sejmu): „Olek, mordo ty nasza!”;
– Ryszard Kalisz (były wiceprzewodniczący Trybunału Stanu): „Niech ktoś rzuci kamieniem, kto nie wypił butelki wina lub kilku”;
– Joanna Szymanek-Deresz (była szefowa Kancelarii Prezydenta RP): „Chwila słabości, niedyspozycji, przemęczenie, ale nie przesadzajmy”;
– Janusz Onyszkiewicz (legenda „Solidarności”, dwukrotny minister obrony narodowej): „Nagrań wykładu nie widziałem”.
Najtrudniej było chyba Onyszkiewiczowi. Inni w usprawiedliwianiu harców „byłego” są już wprawieni. Osiem lat zajęło lewicy przyznanie, że w Charkowie Kwaśniewski się upił. Dzisiaj sprawę załatwiono inaczej. Swój chłop ten Olek. Swój, bo się upił. Swój, bo się nie wstydzi. Szkoda, bo powinien.
Były prezydent przemawiał (bełkotał) do studentów Uniwersytetu w Kijowie. Ludzi, którzy będą (albo nie) wspominali Polskę jako swojego promotora na zachodnich salonach. „Wprowadzenie Ukrainy do UE wymaga niezłego zdrowia i poświęcenia” – powiedział Kwaśniewski z „okiem” jak w reklamach piwa bezalkoholowego. Śmieszne? Sala śmiała się do rozpuku. Ja czułem się zażenowany. Nie, nie z powodu żartu „byłego”. Byłem zażenowany z powodu reakcji jego środowiska. I pomyśleć, że na konwencji LiD najweselej było tym, którzy twierdzą, że dzisiaj Polska jest w świecie ośmieszana. Prawda, mości panowie. Ostatnio została ośmieszona w Kijowie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Tomasz Rożka