O odejściu arcybiskupa Kondrusiewicza mówiło się od śmierci Jana Pawła II, któremu zawdzięcza całą swoją karierę, od administratora apostolskiego diecezji mińskiej, po urząd pierwszego katolickiego arcybiskupa Moskwy.
Nie jest tajemnicą, że władyka, jak nazywali metropolitę wierni w Rosji, nie cieszył się sympatią prawosławnych hierarchów. Drażnił ich jako biskup katolicki, twardo przypominający prawo katolików do istnienia, skutecznie odzyskujący zagrabione przez bolszewików mienie kościelne. Nigdy mu także nie zapomnieli, że był zwolennikiem utworzenia w Rosji pełnej struktury kościelnej, czyli podziału kraju na diecezje, co dokonało się w lutym 2002 r.
Sprawa wywołała wówczas gwałtowną reakcję strony prawosławnej. Jana Pawła II oskarżono o prozelityzm, grożono zerwaniem dialogu ekumenicznego. Kondrusiewicz drażnił także niektórych jako Polak, choć nigdy swego pochodzenia nie eksponował, a w pracy duszpasterskiej starał się dostrzegać potrzeby zróżnicowanej narodowo wspólnoty katolickiej w Rosji.
Nie zmienia to jednak faktu, że wierni o polskich bądź niemieckich korzeniach dominują w tym Kościele, a wielu pochodzących z Polski kapłanów gorliwie w Rosji od wielu lat pracuje. Niewątpliwie zmiana na stanowisku zwierzchnika katolików w Moskwie zostanie dobrze przyjęta przez władze Rosji oraz Patriarchat Moskiewski. Byłoby jednak wielką stratą, gdyby dialog z prawosławnymi, choć potrzebny i ważny, negatywnie zaciążył na losach wspólnoty katolickiej w Rosji, odrodzonej po latach prześladowań dzięki zabiegom Jana Pawła II.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Andrzeja Grajewskiego