Podobno każda okazja jest dobra, żeby wypić. Być może tą myślą kierowali się luminarze Unii Europejskiej, gdy wpadli na pomysł obchodzenia Europejskiego Dnia przeciwko Karze Śmierci.
Innych racjonalnych powodów trudno się dopatrzyć, skoro sami pomysłodawcy zazwyczaj popierają karę śmierci. Bo w tej chwili w Europie bezwzględnie chroni się tylko życie złoczyńców. Niewinni, zwani zygotami, płodami lub embrionami, zasadniczo ochroną objęci nie są. Coraz mniej pewni naturalnej śmierci mogą też być ludzie starzy i chorzy.
Gdyby Unia Europejska chociaż chciała na ten temat rozmawiać, proponowane obchody miałyby jakiś sens. Ale nie chce. W tej sytuacji pomysł ustanowienia Dnia przeciwko Karze Śmierci wygląda na próbę stworzenia post- chrześcijańskiej religii z elementami moralności chrześcijańskiej. Religia potrzebuje obrzędowości, a tworzenie rozmaitych Dni Tego i Owego dobrze temu służy.
Rozgoryczeni unijni urzędnicy tłumaczą postawę Polski względami wyborczymi. Wskazują na niespójność wypowiedzi naszych prawicowych polityków, którzy za granicą mówią, że Polska nie zamierza wracać do kary śmierci, a w kraju łudzą wyborców ewentualnością jej przywrócenia. Ten zarzut wydaje się uzasadniony, zwłaszcza że Jarosław Kaczyński nie kryje swojej sympatii dla stosowania kary głównej.
Zapewne to jest też jedna z przyczyn, dla których premier przeszkodził wzmocnieniu ochrony życia w konstytucji. Zapis „od poczęcia do naturalnej śmierci” zlikwidowałby możliwość powrotu do kary śmierci. Chyba że dałoby się uznać zawiśnięcie na stryczku za śmierć naturalną. Nie byłoby to bardziej absurdalne niż prawo, które zezwala zabijać nienarodzonych lub chorych.
Rozmowę o karze śmierci publikujemy na stronach 32 i 33
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Franciszka Kucharczaka