Stosu medali nie będzie – o tym wiedzieliśmy już przed olimpiadą. A jednak, kiedy 10 lutego w Turynie rozpoczęły się XX Zimowe Igrzyska Olimpijskie, wielu z nas zasiadło przed telewizorami.
Oglądamy nie tylko te konkurencje, w których Polacy rywalizują ze światową czołówką. Naszą uwagę przyciągają dyscypliny, których nie oglądamy w okresie między olimpiadami, a nawet takie, których reguły poznajemy dopiero podczas transmisji. I tak będzie do ostatniego dnia zawodów, do 26 lutego. Zmagania sportowców w stolicy Piemontu i sześciu sąsiednich miejscowościach śledzą z uwagą nie tylko kibice, ale również ci, którzy na co dzień nie interesują się sportem.
Bo igrzyska mają jakiś niezwykły czar. Sam jestem kibicem. Kiedy słyszę oklepany banał, że ważne jest uczestnictwo, a nie wynik, wzruszam ramionami. A przecież później oglądam rywalizację w dyscyplinach, w których Polacy nie uczestniczą lub nie mają żadnych szans. Podobnie robią miliony ludzi na całym świecie. Bo przecież o 84 komplety medali tak naprawdę walczy tylko mała garść spośród 2500 sportowców z 84 państw biorących udział w igrzyskach. Ale te miliony przed telewizorami chcą właśnie uczestniczyć w niezwykłej imprezie. Tak jak uczestniczą sportowcy z sześciu krajów afrykańskich, którzy przecież nie mają żadnych szans na dobry wynik.
Kiedyś, przed laty, miłośnicy motoryzacji mówili o sobie: „my, ludzie czterech kółek”. Ja podczas każdej olimpiady mogę nazwać siebie „człowiekiem pięciu kółek”. I chyba nie tylko ja.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie